Ze względu na nowego, pani Bell postanowiła
przełożyć sprawdzian na inny termin, a sama zabrała się za prowadzenie lekcji.
Stwierdzenie, że wkurzyłam się było mało adekwatne.
Byłam wręcz wściekła, bo na naukę spędziłam pół soboty. Jednak klasa nie
podzielała mojego zdania. Wszyscy ucieszyli się z takiego obrotu sytuacji.
W ciągu dwudziestu
minut lekcji na marginesie mojego zeszytu pojawiły się niezdarne rysunki. Byłam
kompletnie niezainteresowana tematem i kompletnie odurzona perfumami chłopaka,
który zajmował miejsce przede mną. Nie byłam pewna, dlaczego wzbudzał we mnie
tak sprzeczne uczucia - z jednej strony chciałam od niego uciec, mak najdalej,
ze względu na ozdobienie ust, który nie zapowiadał nic dobrego, a jednocześnie
aura, którą emanował była ekscytująca i wzbierająca chęć poznania go.
-Green !
Długopis wypada mi z dłoni, wędrując na podłogę
tuż obok plecaka Luke'a. Piskliwy akcent pani Bell, niewiele różniący się od
głosu żaby, mógłby obudzić nawet zmarłego.
Podnoszę gwałtownie głowę. Na chwilę przestaję
przejmować się długopisem, kiedy groźny wzrok nauczycielki skierowany jest na
moją osobę.
-Wyglądasz na bardzo zainteresowaną lekcją. -
mówi. - W takim razie, może powiesz, w którym roku odbył się II Kongres
Kontynentalny ? - unosi brwi.
Jestem w pułapce. Ręce trzęsą mi się jeszcze
bardziej, gdy nagle wszyscy przekręcają się w ławkach i patrzą na mnie.
-Hmm ... To był ... - jąkam się i zmuszam mózg do
intensywniejszego myślenia. Wyłączyłam się już na początku lekcji i nie miałam
pojęcia, jaki był jej temat.
Ze zrezygnowaniem spuszczam głowę i bawię się
palcami.
-1775, proszę pani.
Zamieram na dźwięk jego głosu. Jest męski i lekko
ochrypły.
-Bardzo dobrze, Luke. - chwali pani Bell i od
razu się rozpogadza. Zaskoczeni uczniowie w tym samym czasie odwracają się w
stronę tablicy. Czuję ulgę, kiedy nie muszę znosić ich wzroku, ale ...
Zbieram w sobie odwagę i jednym palcem dotykam
ramienia chłopaka o blond włosach. Powoli odwraca się w moją stronę, a ja w
sekundzie się rumienię.
-Um ... Mój długopis jest leży ciebie.
Przegryzam wargę ze zdenerwowania. Jego błękitne
oczy wpatrują się we mnie ze skoncentrowaniem.
Lekko kiwa głową, potwierdzając, iż wie o co mi
chodzi. Pochyla się, chwyta go w długie palce i kładzie na mojej ławce. Bez
słowa powraca wzrokiem do nauczycielki.
-Dziękuję. - szepczę speszona. Pani Bell dalej
opowiada, ale ja nie mogę się skupić. Adrenalina nadal przemieszcza się w moich
żyłach.
Udając zainteresowaną słucham opowieści
nauczycielki do końca, ignorując Kate obok mnie, która bezczelnie wpatrywała
się w Luke'a. Uśmiecham się, czując wyższość. To mnie podał długopis, a nie
tobie laluniu.
Od razu karcę się za to myślenie, wraz z
nadejściem dzwonka. Wstaję z krzesełka i starannie wpakowuję swoje rzeczy do
plecaka, nie chcąc by się pogięły.
Chcę wyjść z klasy, ale nagle pojawia się przede
mną Luke i krzyżuje moje plany.
Wydaję z siebie cichy pisk, zaskoczona. Mało
brakowało, a zderzyłabym się z jego klatką piersiową.
Patrzy na mnie z góry. Jest o wiele wyższy i
nawet w dziesięciocentymetrowych szpilkach nie dogoniłabym go w wzroście.
Ponownie robi mi się gorąco i kompletnie nie wiem, jak mam się zachować. Ciarki
przechodzą mi po plecach, gdy teraz on zagryza wargę i skanuje moje ciało od
góry do dołu.
-Przepraszam. - mruczę, uśmiechając się słabo.
Odsuwam się i chcę go wyminąć. Powtarza moje ruchy i ponownie zagradza mi
drogę.
-Jak masz na imię ? - słowa przechodzą swobodnie
przez jego gardło, a jabłko Adama, poruszające się, strasznie mnie dekoncentruje.
Onieśmielał mnie, ale również się go bałam.
-Victoria. - oznajmiam. - I dziękuję za ...
-Spoko. - przerywa mi.
-Muszę iść. - mówię. Tym razem odsuwa się na bok
i jestem świadkiem, jak pierwszy raz uśmiecha się. Szczerze.
-Do zobaczenia, Victorio ! - woła, gdy wychodzę.
Na korytarzu przyśpieszam kroku i staję przy
otwartym oknie. Świeże powietrze sprawia, że znikają moje rumieńce. Uchodzi ze
mnie również zdenerwowanie. Dlaczego tak dziwnie się czuję ? Powinnam trzymać
się od niego z daleka. Właśnie przed takimi chłopakami ostrzegała mnie mama.
Chuda dłoń zaciska się na moim ramieniu, a ja podskakuję
do góry. Wzdycham z ulgą, gdy widzę przed sobą Emily.
-Wow, wow, wow. Coś taka przestraszona ? Nie
jestem duchem.
Śmieje się.
-Spotkałam go. - wyrzucam to z siebie. Odwracam
się i siadam na zimnym parapecie.
Marszczy brwi.
-Kogo ? - pyta.
-Luke'a.
Jej oczy rozszerzają się do wielkości
pięciozłotówek, a chwilę potem na usta wpływa leniwy uśmiech.
-Właściwie to dobrze. - stwierdza. - Rozmawiałam
z Ashton'em i zaprosiłam ich na lunch.
Tym razem to ja jestem zaskoczona, a moją szczękę
trzeba zbierać z podłogi. Wiem, że nie dam rady odbyć drugiego spotkania z
chłopakiem, który sprawia, że zachowują się wręcz komicznie.
-W takim razie pójdziesz tam sama. - mówię, podniesionym
głosem. Zeskakuję z parapetu i poprawiam plecak.
-Victoria. - jęczy. - Zawsze musisz robić
problemy. Jeśli się z nimi zaprzyjaźnimy, będziemy w elicie ! Wiesz, jak
pierwszaki zwiewają, gdy oni przechodzą korytarzem !
Jej entuzjazm jest widoczny z daleka, lecz ja go
nie podzielam.
Wymieniamy jeszcze kilka dość ostrych zdań,
dopóki się nie godzę. Robię to tylko, by uniknąć wścibskich oczu i nie chcę się
kłócić z Emily. Wiem, że nie dałaby mi żyć.
-Kiedyś się za to zemszczę. - syczę, kiedy jej
ręka ląduje na mosiężnej klamce przy wyjściu do ogrodu.
Zdaje się nie przejmować moją groźbą, uśmiecha
się szeroko i wpuszcza nas do środka.
Jest tu już wielu uczniów, a większość stolików
zajętych. Harry, wesoły kędzierzawy dwudziestolatek, przygotowuje kanapki dla
klientów. Kiedy mnie dostrzega, uśmiecha się i odgarnia włosy, wpadające do
oczu.Robi to w dość zabawny sposób. Odwzajemniam jego gest, uśmiechając się szeroko.
Harry pracuje tu od niedawna, ale z pewnością
jest najlepszym barmanem. Miłą rozmową zawsze rozprasza gości, którzy czekają
na złożone zamówienie. Jest kolegą mojego brata -James'a, z którym chciał mnie zeswatać.
Nic z tego nie wyszło, ponieważ lepiej dogadujemy się, jako przyjaciele, a jego
dziewczyna Alessandra jest najlepszą projektantką ciuchów w szkole.
-Yh, co za tłum. - narzeka Emily, krzywiąc się.
Zrezygnowanie jest doskonale widoczne na jej twarzy.
Rozglądam się, dokładnie skanując każdą osobę, aż
w końcu docieram do niego. Czuję lekki łomot serca, nie taki, jak przy Luku,
ale szybko wymazuję to wspomnienie. Nate siedzi przy największym stoliku, sam,
i do tego czyta książkę. Jego plecy są wyprostowane, jak struna, a włosy lekko
postawione na żel.
Przegryzam wargę zadowolona i ruszam w jego
stronę.
-Green ! Nie pozwolę Ci na to ! - krzyczy Emily
za moimi plecami.
-Jest dużo miejsca. - argumentuje. Wewnątrz
cieszę się, że Nate tu jest. Wiem, że dzięki jebo obecności, nie będę czuła się
tak zagrożona przy Luku.
-Robisz nam siarę !
-Nieprawda !
-Vici. - używa zdrobnienia, bo wie, że to na mnie
podziała.
-Nie dziś. - proszę, nieustępliwie i podchodzę do
stolika. Nate dostrzega mnie, dopiero gdy zdejmuję plecak, odkładam go na bok i
siadam naprzeciwko.
Podnosi głowę znad książki. Jego oczy połyskują,
gdy na mnie patrzy.
-Hej. - witam się pierwsza.
-Cześć. - odpowiada, uśmiechając się. Jest ubrany
w spodnie khaki, biały podkoszulek i brązowy kordian.
-Co u ciebie ? - pytam. Lepiej było nam nawiązać
rozmowę w laboratorium chemicznym, ale wiem, że jest to dla nas nowe. Mimo
wszystko nie czuję się skrępowana.
-Jezu ... - jęczy Emily, siadając obok mnie.
Obrzuca Nate'a pogardliwym spojrzeniem, niegrzecznie żując gumę. Kopie ją w
koskę. Patrzy na mnie, wzruszając ramionami, a potem odwraca się, aby mieć
dobry widok na drzwi.
-Myślałem dziś o tobie. - wyjawia, a ja czuję
ciepło na policzkach. To jest naprawdę miłe.
-Och, to nowość. Myślałam, że uczyłeś się
wczoraj, dzisiaj i przedwczoraj.
Emily potrafi popsuć każdą atmosferę. Posyłam
chłopakowi przepraszające spojrzenie.
-Naprawdę ?! - odzywam się nieco zbyt piskliwie,
ale chcę powrócić do tematu.
-Tak. - potwierdza. -Może chciałabyś wyjść ze mną
do kina.
-Więc ? - dopytuje Nate, próbując uchwycić mój
rozbiegany wzrok.
-Pójdę. - oświadczam z lekkim uśmiechem. - Jeśli
pasuje Ci środa.
-Jasne. - potakuje.
Nagle drzwi otwierają się z hukiem. Patrzę w
tamtą stronę, dostrzegam Luke'a i zamieram. Ręce pocą mi się, a mięśnie
napinają.
Emily wstaje machając ręką. Zaskoczony i
zdezorientowany Nate patrzy na mnie
pytająco, lecz gardło mam zbyt ściśnięte, by coś powiedzieć. Spuszczam wzrok i
bawię się palcami.
-Hej ! - Emily tryska entuzjazmem. - Przepraszam
Was, ale kujony zawsze zajmują największe stoliki.
Znajomy zapach perfum dociera do moich nozdrzy i
czuję kompletne oszołomienie. Powinnam przecież być zła za to, co powiedziała
moja przyjaciółka. Ja też uczyłam się ponad przeciętną.
-Damy sobie z nim radę. - nie rozpoznaję tego
głosu, dlatego podnoszę wzrok. Żałuję tego niemalże od razu. Luke jest
wpatrzony we mnie. Mam ochotę zniknąć, ale jego tęczówki są zbyt piękne.
Dostrzegam w nich jednak jakiś smutek.
-Cóż, kolego. Twoj czas się skończył.
Natychmiast odrywam się od osoby, która tak
bardzo mnie zaintrygowała, gdy za Nate'm pojawił się wysoki chłopak o
egzotycznej urodzi. Żal robi mi się przerażonego chłopaka, ale boję się temu sprzeciwić.
-A-ale, o co wam chodzi ? - pyta przejęty Nate.
Jego głos zdradza, że jest przestraszony.
-Nie zdawaj zbędnych pytań tylko spierdalaj stąd
pedale ! -krzyczy zielono włosy.
Nie podoba mi się język, którym się posługuje,
ale jestem równie zdezorientowana, jak Nate, aby zabrać głos i bronić go.
Najbardziej dziwi mnie to, że Luke trzyma się na
uboczu i przygląda rozgrywającej scenie. Jest zbyt pewny siebie na takie
zachowanie, a ja zbyt tchórzliwa.
Ze smutkiem patrzę, jak chłopak, który mnie
zauroczył, zbiera swoje rzeczy w popłochu i odchodzi.
-No i obyło się bez płaczu. - Emily klaszcze w
ręce, uśmiechając się. Ruchem ręki zaprasza tych bezduszników do stolika, a gdy
zajmują miejsca, macha do Harry'ego. Loczek kiwa głową, oznajmiając, że
zrozumiał i przyjął zamówienie. Mrożony jogurt to uzależnienie mojej
przyjaciółki. Siedzę cicho, kiedy żywe rozmowy toczą się pomiędzy Emily i chłopakami.
Czuję się nieswojo w ich towarzystwie.
Podnoszę wzrok dopiero gdy Harry podaje mi
plastikowy, wysoki kubek ze słomką. Wtedy zauważam, że Luke co chwilę na mnie
zerka, ale przysłuchuje uważnie rozmowom.
Nie rozumiem, o co mu chodzi, ale nie chcę dociekać.
Jest taki sam, jak oni.
-Mamy propozycję ! - oznajmia z entuzjazmem
Ashton. Tylko jego rozpoznaję, a reszta była tak zajęta Nate'em, że nie raczyła
się przedstawić. Ponownie robi mi się smutno, z powodu tego jak okropnie go
potraktowali, a żeby tego było mało czuję żal do samej siebie. Chcąc zignorować
wyrzuty sumienia, pociągam łyk.
-Jesteśmy otwarte na wszystko. - zaczynam
słuchać, kiedy Emily używa liczby mnogiej.
-W środę będzie imprezka. Może chciałybyście iść
z nami ? - tym razem głos zabiera Luke. Moja szczęka zderza się z podłogą.
-Nie przegapimy takiej okazji. - mówi Emily, trzepocząc
rzęsami i uśmiechając się zalotnie do Ashton'a. Trącam ją łokciem, speszona.
-Hm ? - pyta, niechętnie odwracając wzrok od
blondyna.
-Ja ...
-Cii. Będzie dobrze. - puszcza mi oko.
Wzdycham ze zrezygnowaniem, a Luke patrzy na mnie
pytająco. Przecież nie przyznam się, że jedynymi imprezami, na które chodzę, to
szkolne potańcówki z pączem !
-W takim razie, środa 20. -Emily wydaje z siebie
odgłos podekscytowania i podskakuje na swoim miejscu.
Wywracam oczami. Czasami naprawdę działa mi na
nerwy. Choć wiem, że to najgorszy pomysł, chcę towarzyszyć przyjaciółce.
Kiedy powracam do picia jogurtu, Luke uśmiecha
się do mnie i już wiem, że dostrzegł mój niegrzeczny gest.
-Wyluzuj. Będzie fajnie. - mówi do mnie
rozbawiony i puszcza oko.
Co się stało z moim normalnym życiem ?!