Menu

czwartek, 31 marca 2016

Rozdział 9




Budzę się bardziej zmęczona niż byłam wczoraj. Zasnęłam prawie od razu po wyjściu Luke'a, przypominając sobie tylko ostatnią lekcję języka angielskiego i teraz jestem pewna, że mam małe szanse na napisanie testu na dobrą ocenę.
Chwilę rozważam symulowanie choroby, ale koniec końców wychodzę spod kołdry i lekko przygarbiona idę do łazienki.
Biorąc prysznic ledwie stoję na nogach - jestem wykończona, niewyspana i zupełnie nie przygotowana na wyjście z domu.
Po małym odświeżeniu ubieram czarne rurki, do tego jasny sweterek, a na nogi białe conversy. Lekko rozmasowując skronie palcami, schodzę na dół, gdzie w kuchni urzęduje James.
-Hej, braciszku. - witam się, jednym ramieniem obejmując go, a prawą dłonią przyciągam jego twarz, by cmoknąć jego policzek.
-Siema, siostra. - odpowiada, odsuwając się ode mnie. Nie lubił aż takiego oddawania sobie uczuć. -Jak nauka ? Nauczyłaś się czegoś ?
-Mam nadzieję. - wzdycham. - Film urwał mi się tuż po północy.
Moje usta zaciskają się w cieką linię, a James uśmiecha się mieszając coś w małym garnuszku. Jednak na niewiele to zdało, ponieważ trzy sekundy później w pomieszczeniu było czuć spaleniznę. James ze złością wyłącza kuchenkę, a ja wybucham śmiechem.
-Nie potrafię gotować, do cholery ! - krzyczy, rzucając garnek do zlewu. Chwyta mój plecak z krzesła i łapie za rękę. - Dzisiaj zjemy w Mc'donalds.


***
Na dworze jest strasznie chłodno. Chucham kilkanaście razy w dłonie, by było mi choć odrobinę cieplej, gdy idziemy do wspomnianego lokalu.
W czasie gdy mój brat składa zamówienie ja zajmuje stolik, lecz zdejmuję tylko szalik, pozostając w kurtce, ponieważ nadal jest mi zimno.
Wybieram miejsce tuż obok okna i czekając na James'a obserwuję ludzi. Lubię to robić, tak wiele rzeczy można się dowiedzieć.
Niestety nie robię tego długo, ponieważ odzywa się mój telefon. Wyjmuję go i odczytuję wiadomość.

„Powodzenia na egzaminie ;) ”

Nie wiem dlaczego, ale nagle robię się podirytowana. Mam ochotę napisać mu najgorsze rzeczy, jakie tylko potrafię teraz wymyślić, lecz rezygnuję. Nie ma sensu aż tak psuć sobie humoru.

„Jeśli go nie zdam powiem, że to przez ciebie. ”

Blokuję urządzenie i kładę go na stole.  Rozglądam się i widzę, że James właśnie dostaje rachunek za to, co zamówił. Rozbieram się jeszcze z kurtki, by móc zjeść w komfortowych warunkach, gdy mój I'Phone odzywa się kolejny raz.

„Szkoda, że nie chodzimy razem na angielski, panno nadęta.
Gdy go nie zdasz mogę udzielić Ci korepetycji ... Prywatnych, kwiatuszku :*. ”

Czuję się na maksa zdegustowana dlatego nie odpisuję i macham James'owi, który próbuje znaleźć mnie wzrokiem. Podchodzi do stolika, kładzie na nim tacę i siada naprzeciwko.
-Dosyć rzadko piszesz wiadomości ... Kto to był ? - pyta, wyraźnie zainteresowany.
-Nikt wart uwagi. - wzdycham, zabierając się za pałaszowanie frytek.
-Mama byłaby pewnie bardzo zadowolona, że jemy takie śniadanie. - żartuje, czym poprawia mi nastrój. Przez następne dziesięć minut rozmawiamy na zwykłe tematy, aż kończymy swój posiłek. -A jak myślisz, co powie, gdy dzisiaj dam rodzicom zaproszenia na ślub.
Przez to o mało co nie zakrztuszam się popijanym sokiem pomarańczowym.
-James ! To wspaniale ! - krzyczę podniecona i czuję na sobie wzrok innych klientów lokalu, lecz nie obchodzi mnie to.
-Ann chciała, żebyś została druhną. - powiedział, próbując ukryć mały rumieniec, który pojawił się na jego twarzy.
-Z miłą chęcią nią zostanę. - oznajmiam z szerokim uśmiechem.


***

~LUKE~

Wchodzę do mieszkania, trzaskając mocno drzwiami. Zdejmuję torbę treningową z ramienia i rzucam ją w salonie, idąc dalej w stronę kuchni.
Rzadko bywa, że aż tak pakuję na siłowni, ale ta sytuacja wymagała takiej konieczności. Najzwyczajniej w świecie potrzebowałem się wyżyć i ... zapomnieć.
Minęło zaledwie kilka nocy, dni, wiele godzin i niezliczona ilość minut, a ja z każdą żałuję, że byłem na tyle głupi, by rozpocząć ten bezsensowny zakład.
Myślałem, że dziewczyna jest prawdziwą sztywniarą, ale tak naprawdę jest fajną osobą, która trzeba bliżej poznać, by polubić.
Wstawiam lazanię do mikrofalówki i wyciągam telefon z kieszeni.

„Powodzenia na egzaminie ;) ”

Jestem tak wściekły na siebie, że potrzebuję tego.
-Gdzie byłeś ? - pyta mnie Ashton, opierając się o blat. Chwycił butelkę wody i upił z niej kilka dużych łyków.
-Na siłowni. -odpowiadam, zmniejszając czas jednym przyciskiem. W tym czasie odzywa się mój telefon.

„Jeśli go nie zdam powiem, że to przez ciebie. ”

Śmieje się pod nosem, niemalże wyobrażając jej zezłoszczoną minę.

„Szkoda, że nie chodzimy razem na angielski, panno nadęta.
Gdy go nie zdasz mogę udzielić Ci korepetycji ... Prywatnych, kwiatuszku :*. ”

-Piszesz z nią? To przez nią byłeś na siłowni ?
-Ta ... - odparłem z westchnięciem. -A Ty niby co czujesz, gdy spotykasz się z jej przyjaciółką ?
-Oj, Hemmings. - zaśmiał się. - To dwie różne bajki.
-Ale zawsze mogą się połączyć. - wzruszyłem ramionami, wyłączając mikrofalę i wyjmując gotowe danie.
-Zawsze tylko robisz sobie pod górkę... - stwierdził, zostawiając mnie samego.

niedziela, 13 marca 2016

Rozdział 8



-Więc co się stało ? - pytam na jednym wdechu, gdy Calum wpuszcza nas do mieszkania. Cieszę, że zrobił to on niż Hemmings.
Pierwsza wchodzę do małego korytarza i rozbieram się z kurtki oraz zdejmuję buty. Gdy odwracam się, Calum zamyka drzwi, ale z dziwnym wzrokiem skanuje sylwetkę Nate'a, który poszedł w moje ślady.
Zaczyna mi się robić szkoda chłopaka, ale doskonale wiem, że tylko on może mnie ochronić przed Hemmings'em.
-Mam nadzieję, że jesteś przygotowana na konsekwencje, gdy Luke go zobaczy. - odpowiada mi Calum, a ja wywracam oczami, chcąc przekonać go i siebie, że wcale się nie cykam.
Podnoszę głowę wysoko i idę do salonu, gdzie znajduje się reszta domowników i rycząca Emily. Rzucam torebkę na krzesło i biegnę do przyjaciółki.
-Emily, co się dzieje ?
Dziewczyna mimo łez uśmiecha się na mój widok i zanim odpowiada wydmuchuje nos w chusteczki, które sukcesywnie podaje jej Ashton.
-Moi rodzice się rozwodzą. - oznajmia i zaczyna płakać głośniej. Przytulam ją do siebie i kojąco pocieram plecy. Dobrze wiem, jak Emily zawsze zależało na całej rodzinie i rozumiem, co może teraz czuć.
-Czemu nie zadzwoniłaś do mnie ?
-Nie chciałam przeszkadzać. - szepcze, pociągając nosem.
-Oh, przestań. Przecież nic wielkiego by się nie stało. - mówię, żałując, że czasu nie da się cofnąć, gdyż wtedy Nate nie pocałowałby mnie w tak ohydny sposób.
-Byłaś taka radosna na swoją pierwszą randkę. To byłoby okropne. - stwierdza dosyć głośno, przez co chłopaki wszystko słyszą. Od razu robię się czerwona, gdyż nie byłam gotowa, by przyznać się do tego.
-Co on tu robi ?
Moje zdenerwowanie sięga zenitu, gdy słyszę głos Luke'a tuż za mną. Jest mi gorąco, gdy uświadamiam sobie, że on również mógł usłyszeć to, co powiedziała Emily.
Przełykam ślinę i wstaję, a moje miejsce zajmuje Ashton, który przytula do siebie już nieco uspokojoną Evans.
-Byliśmy na randce. - oznajmiam głośno i dosadnie, wypinając dumnie pierś.
-Ej stary ! Ale ta koszula jest spoko. - krzyczy Calum, częstując mojego towarzysza chips'ami. Tylko Nate nie rozumie, że chłopcy robią sobie z niego polewkę.
Chłopak ubrał elegancką, biała koszulę idealnie pasującą do garnituru, a mieszkające tu osoby, jestem pewna, że nie mają nawet czegoś takiego w szafie.
Gdy widzę roześmianą minę Nate, który bez wątpienia czuje się doceniony, przez ten komplement, żałuję, że go tu zabrałam. Tak naprawdę nie ochroni mnie przez Hemmings'em, który mógłby go zmiażdżyć w kilka sekund.
             -Musimy pogadać. - mówię cicho i chwytam blondyna za rękę. W pierwszym momencie ciepły prąd przechodzi pomiędzy naszymi splecionymi dłońmi, ale staram się go ignorować, ciągnąc chłopaka w stronę jego pokoju. -Możesz powiedzieć swoim kolegom, żeby byli milsi ? Musiałam zabrać tutaj Nate'a, a to wszystko przez wasz telefon ! - atakuję chłopaka zaraz po tym, jak zamyka za nami drzwi.
-Jak poszła randka ? - pyta zupełnie spokojny, przeglądając wiadomości w telefonie, który leży na komodzie.
-Czy Ty chociaż raz możesz nie zmieniać tematu ?! - krzyczę rozzłoszczona jego obojętnością.
-Podaj mi chociaż jeden powód, dla którego powinienem ich powstrzymać, skoro ten debil nawet tego nie rozumie.
Wzrokiem powraca do mojej twarzy, a ja mimo wielu wysiłków nie znajduję tak dosadnego argumentu, który mógłby go przekonać. Chwilę potem uświadamiam sobie, że nie mam nawet na to siły. Po co mam sprzeczać się z Hemmings'em, skoro wiem, że już więcej nie umówię się z Nate'm.
Spuszczam głowę i wpatruję się w podłogę, rezygnując. Blondyn podchodzi do mnie i dotyka skóry obok mojej opuchniętej wargi.
-Co Ci się stało ?
-To nic takiego. - odpowiadam, wymijająco, chociaż w głębi duszy cieszę się, że okazuje mi jakiekolwiek zainteresowanie.
-Nie kłam, Victoria.
Ciarki mnie przechodzą, na to jak wymawia moje imię.
-To on ? - pyta, podnosząc mój podbródek do góry. Teraz naprawdę czuję się, jak kompletna idiotka. Dlaczego właśnie mój pierwszy pocałunek musiał okazać się taką klapą ?
Kiwam tylko głową na potwierdzenie. Luke wzdycha głośno i ciężko. Nie potrafię podnieść wzroku, gdyż przypuszczam, że gdy to zrobię blondyn mnie wyśmieje.
On jest starszy, nieziemsko przystojny i z pewnością miał wiele dziewczyn. Nie chcę, by poruszał temat mojego niedoświadczenia w relacjach damsko- męskich, gdyż krępuje mnie to bardziej niż sama jego obecność.
Dlatego cieszę się wewnątrz, kiedy bez słowa, splata nasze dłonie i ciągnie mnie w stronę łazienki. Wpatruję się w jego męską dłoń, starając się stawiać kroki uważnie, aby przypadkiem się nie wywrócić.
Ciemne żyły są mocno uwydatnione pod jego skórą. Domyślam się, że to przez podwyższone ciśnienie.
Gdy wchodzimy do pomieszczenia, które nie posiada okna, Luke puszcza moją dłoń i zamyka za nami drzwi. Zimny dreszcz przechodzi po moich plecach, ale cierpliwie czekam na środku miękkiego dywaniku, który łaskotał mnie w stopy, przyglądając się poczynaniom Hemmings'a.
Luke podchodzi do podwieszanej szafki i otwiera ją. Wzrokiem dokładnie skanuje zawartość wielu koszyczków, w którym poukładane jest wiele rzeczy i wyciąga z jednego wodę utlenioną oraz małe, okrągłe pudełeczko. Potem odwraca się na pięcie i idzie w moją stronę.
Robi mi się okropnie gorąco i cofam się do tyłu. Nie jestem pewna, co ma zamiar zrobić, dlatego robię się nerwowa. Po wydarzeniach dnia dzisiejszego nie mam ochoty na robienie sobie ze mnie żartów.
Nie robię nawet pełnych dwóch kroków, a napotykam umywalkę, której zaokrąglone końce, wbijają mi się w kości tuz ponad tyłkiem. Chwytam się zimnego, marmurowego blatu, mając nadzieję, że przestanie mi być tak duszno.
Luke z uśmieszkiem, który próbuje zamaskować, podchodzi do mnie i rzuca rzeczy wzięte z szafki wprost do umywalki.
-Nie zjem cię, Victoria. - mówi rozbawiony, gdy wyczuwa, jak spinam się przy jego bliskiej obecności.
-Dobrze wiedzieć. - rzucam sztywno. - Nie mam ochoty na jakieś głupie żarty z moją osobą w roli głównej.
-Nie będzie dziś takich. - oznajmia, wyjmując czysty wacik ze słoiczka. Odkręca wodę utlenioną i wylewa odrobinę na wchłaniający ją materiał.
Czuję się, jak krasnal, kiedy chłopak staje naprzeciw mnie. Jest wyższy o co najmniej głowę.
W głowie nadal mam postanowienie, które obrałam sobie przed przyjazdem tutaj, ale pozwalam Luke'owi zrobić to co zaplanował. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale troska słyszalna w jego głosie, gdy spytał kto mi to zrobił, działała odwrotnie niż chciałam - jeszcze bardziej mnie do niego ciągnęła.
-Może zapiec. - ostrzega, przykładając wacik do opuchniętej wargi. Krzywię się od razu na mrowienie i okropny zapach. Rozchylam delikatnie usta.
Po kilku sekundach Luke odsuwa wacik i przygląda się małej rance. Staram się nie skupiać uwagi na tym, z jaką delikatnością jego kciuk gładzi mój policzek, choć robi to tak delikatnie.
-On kiedykolwiek całował dziewczynę ? - pyta normalnym tonem. Dziwię się, że nie próbuje ośmieszyć Nate'a.
-Zapewne czytałeś Romea i Julię. - zaczynam, kiedy czuję coraz większe zdenerwowanie, gdy chłopak zawiesił swój wzrok na moich wargach. - Nawet nie wiesz co się dzieje z dwojgiem ludzi, gdy dają się ponieść namiętności, bo jesteś zwykłym snobem. On nie zważają na konsekwencje swoich czynów tylko ...
Nie dokańczam, gdyż zirytowany moją paplaniną Luke pochyla się, będąc tak blisko mojej twarzy, iż milknę, a z moich rozchylonych warg wypływa wtedy powietrze, które wstrzymywałam, by wypowiedzieć najgorszy monolog, jaki kiedy kolwiek mogłam wymyślić.
Hemmings również uchyla swoje wargi i pomiędzy nimi ląduje moja opuchnięta, gdy maksymalnie pochyla się w moją stronę.
Panikuję od razu, gdyż zupełnie nie wiem co mam robić i zastygam w miejscu z pojawiającą się gęsią skórką na rękach.
Ciepłe wargi dają mi coś, jakby ukojenie. Tylko chwilowo, ponieważ czuję, jak jego język delikatnie pociera moją ranię, która pojawiła się gdy Nate mnie ugryzł.
Jestem kompletnie zmieszana, gdy odsuwa się ode mnie.
-Słyszałem, że ślina pomaga. - oznajmia, przejeżdżając kciukiem po mojej wardze.
Patrzę na niego szeroko otwartymi oczami i czuję gorąco na całej twarzy i ciele. Czy to podchodziło już pod pocałunek. -I tak, czytałem Romea i Julę. - mówi, a ja czuję, że go uraziłam. -Ale uwierz mi , namiętność nie polega na gryzieni się niczym zwierzęta.
-To nie było tak. - szepczę zawstydzona. Dlaczego nadal bronię Nate'a skoro wiem, że Luke ma rację.
-Nie tłumacz się, piękna. - Ponownie obejmuje mój policzek. - Jeszcze kiedyś zobaczysz, co znaczy prawdziwy pocałunek.
Jego zdanie jest, jak słodka obietnica, krórą wymawia z niebezpiecznym błyskiem w oku i taką, której w głębi serca nie mogę się doczekać.
-Hemmings ! Doszłeś, do cholery, czy jeszcze kilka godzin mam czekać, żeby załatwić potrzebę.
Jeszcze nigdy nie słyszałam tak głośnego tonu Calum'a, dlatego otwieram usta ze zdziwienia, a gdy dochodzi do mnie sens jego słów, robię się cała czerwona i chowam twarz w dłoniach.
Luke odsuwa się ode mnie, by odłożyć do szafki rzeczy, które wykorzystywał, by zmniejszyć opuchliznę na mojej wardze.
-O. Mój. Boże. - mówię powoli, akcentując każde słowo. Kręcę głową z niedowierzania i próbuję powstrzymać pocenie się mojego ciała.
-Nie przejmuj się. - oznajmia Luke spokojnym głosem. - To ich typowe żarty.
-Szkoda tylko, że nie są śmieszne. - narzekam, a chłopak śmieje się krótko pod nosem.
Wygląda wtedy tak beztrosko, że na chwilę zawieszam na nim wzrok i stwierdzam, że naprawdę jest przystojny. Dlaczego ciągle chcę oszukiwać samą siebie ?!
-Niektóre potrafią być. - przekonuje mnie, układając swoją dłoń w dole moich pleców. Czuję przyjemne uczucie kotłujące się w moim brzuchu i uśmiecham się lekko, gdy wychodzimy.
Calum stoi oparty o ścianę i ściska swój brzuch.
-Dzięki, stary. - mówi z szerokim, dość jednoznacznym uśmieszkiem i klepie Hemmings'a w ramię, zanim zatrzaskuje się w łazience.
Bez słowa blondyn odprowadza mnie do salonu.
-Już ? - atakuje mnie od razu Emily, gdy Ashton ruchem głowy wskazał jej nas.
Nie widać już łez ani śladów. Na jej rozświetlonej twarzy tylko tańczące w oczach ogniki.
Gdy przyjaciółka jest blisko mnie, ręka Luke'a znika, a on sam rozsiada się na kanapie. Speszony jego obecnością Nate przesuwa się na sam brzeg.
-Możemy jechać ? - pytam, wychylając się za osobę Emily, żeby moje słowa dotarły również do mojej dzisiejszej randki.
-Oczywiście, kochanie.
Nate nagle się rozchmurza i biegnie w moją stronę z szerokim uśmiechem. Chwyta mnie za rękę, a ja wykrzywiam twarz w czymś, co miało przypominać uśmiech.
Dopiero po chwili przyłapuję blondyna na tym, że uważnie mnie obserwuje. Wygląda na tak pewnego siebie, że czuję ciarki na plecach i spuszczam wzrok, gdy na policzkach pojawiają się rumieńce.
-Musimy jeszcze przypomnieć sobie materiał na test z angielskiego ! - mówi, nadal wyraźnie podekscytowany.
-Zamknij się, w końcu, Nate. - ucisza go, skutecznie, Emily. - Idź lepiej załóż buty.
Cieszę się, gdy przyjaciółka zmusza chłopaka do działania, gdyż moja ręka zostaje wyswobodzona.
Gdy Nate dotyka mojej skóry nie czuję kompletnie nic, tylko lekki pot, który pokrywa jego dłoń.
Gdy robi to Luke czuję, jakbym była rażona najprawdziwszym prądem.
-Miło było chłopaki. - Emily szczerzy się w stronę właścicieli mieszkania i wiem, że ma ochotę na o wiele dłuższe pogaduszki.
-Do zobaczenia. - wtrącam się i udaję się w stronę korytarza. Nate czeka już gotowy, a Emily dołącza do nas trzy sekundy później.
Do zobaczenia ?
Czy ja oszalałam ?!
A obiecałam sobie, że zerwę z całą grupą wszelkie kontakty.
Najchętniej cofnęłabym czas, jednak aktualnie muszę zająć się bardziej przyziemną sprawą.
-To ty to wszystko wymyśliłaś ? - pytam Emily, gdy schodzimy w dół schodami. Jeszcze sama nie wiedziałam, czy się na nią gniewam czy nie. Miałam również na uwadze, że to ona mnie uratowała z randki, która tak czy inaczej była już porażką i moim ogromnym błędem.
-Nie bądź świętoszką, Vic. ! - karci mnie Emily. - Nawet nie masz pojęcia ile czasu spędziliście w tej łazience !
Przyjaciółka uśmiecha się znacząco.
Czuję ciepło w miejscu gdzie dotykały mnie usta Luke'a, gdy otwieram drzwi i cieszę się, że na dworze jest chłodno.
-To nie było nic takiego. - tłumaczę się speszona, owijając szyję beżowym szalikiem.
-Ale fajni są wasi koledzy ! - komentuje Nate, chwytając klamkę mojej Toyoty, która otwieram jednym przyciskiem na małym pilocie.
-Jones naprawdę chcesz, żebym Cię wykastrowała ?! - krzyczy zezłoszczona Emily. Nate spuszcza wzrok w dół i cicho wsiada do auta.
-Nie rób już tego. - mówię, gdyż jest mi szkoda chłopaka. - I tak więcej się z nim nie umówię.
-No i bardzo dobrze ! - popiera mnie. - Bo twoja warga wygląda okropnie.
A ja myślałam, że jest lepiej ...

***

Po odstawieniu Emily i Nate'a ( bez czułych pożegnań) , docieram do domu. Moja rodzina jest w salonie, oglądając jakiś serial. Zdejmuję buty w przedpokoju i dołączam do nich.
-Hej. - witam się cichym głosem. Moje ręce pocą się, dlatego splatam je i naciągam rękawy bluzy.
-Gdzie byłaś, moja droga ? - pyta mnie mama ostrym tonem. Zdejmuje okulary i odkłada gazetę na bok.
Nagle wszystkie pary oczu skupiają się na mnie.
-W kinie. - odpowiadam szybko, a na samo wspomnienie zaczyna boleć mnie warga. Mam szczęście, że salon oświetla tylko ekran telewizora i stojąca lampka, gdyż wszyscy zauważyli by siniaka. - Z kolegą.
-Och, kochanie. To wspaniale.
Twarz kobiety rozluźniła się i rozpromieniała, a to oznaczało tylko kłopoty, polegające na wypytywanie mnie o szczegóły randki, którą chcę jak najszybciej zapomnieć.
-Muszę iść uczyć się na angielski. - oznajmiam, odwracając się na pięcie, aby rodzicielka nie miała ani sekundy na zatrzymanie mnie.
-Pomogę Ci ! - krzyczy James i podbiega do mnie. - Co Ci się stało w wargę ? - pyta, gdy wchodzimy po schodach.
-To nic takiego. - jęczę, ponieważ nie chcę już do tego wracać.
-Nic takiego ?! - bulwersuje się. - Takie rzeczy nie biorą się z nikąd !
-Nieudana randka, okej ?
-Randka, chyba całus. - żartuje roześmiany, przez co mam ochotę go walnąć i to porządnie.
-Lepiej mi pomóż z angielskim, James. - warczę, wywracając oczami i otwieram drzwi mojego pokoju.
-Zamieniasz się siostra, zmieniasz.
Zakochujesz, chciałeś powiedzieć, zakochujesz i to w kimś, kogo powinnaś omijać szerokim łukiem.

***
Po dwóch godzinach James rezygnuje z pomagania mi ze względu na jet lag. Gdy wychodzi ja również robię sobie przerwę. Najpierw zmierzam do łazienki, by załatwić swoją potrzebę, a następnie odwiedzam jeszcze kuchnie, biorąc ze sobą na górę szklankę soku pomarańczowego.
Gdy lekko otwieram drzwi, zimny podmuch świeżego powietrza rozbija się o moje ciało.
Tuż obok mojego biurka stoi postać ubrana na czarno. Dreszcz przechodzi mi po plecach, a na czole pojawia się zimny pot.
Zagadka rozwiązuje się, gdy osoba widząc mnie ściąga kaptur spod którego uwalnia blond czuprynę.
Zamykam drzwi za sobą.
-Hemmings, co Ty tu robisz ? - krzyczę wymachując prawą ręką.
-Spokojnie, miałem wiele powodów, by tu przyjść. - odpowiada uśmiechnięty i zadowolony pewnie dlatego, że znów jestem wkurzona.
Milknę chwilowo i przyglądam się uchylonemu oknu. Że on przez to ?
-Tak. - oznajmia, jakby czytał mi w myślach i wiedział o czym właśnie pomyślałam. -Mieszkasz na drugim piętrze, Victoria. To żaden wysiłek, wystarczy dłuższa drabina.
Wzrusza ramionami, opierając się o moje biurko.
Jest taki pewny siebie.
-W takim razie będę zmuszona zgłosić potrzebę wymiany okien. - rzucam sarkastycznie i podchodzę do biurka, aby postawić na nim mój sok pomarańczowy. Przy okazji nieco uprzątam je z książek, które na razie nie będą mi potrzebne.
-Jak idzie nauka ? - pyta, przyglądając się mojej twarzy.
-Raczej szła. Było dobrze, dopóki ktoś nie włamał się do mojego pokoju.
-Po pierwsze nie włamałem się, tylko wybrałem inne wejście, ponieważ wiedziałem, że twoi rodzice na pewno by mnie nie wpuścili.
-Prawdopodobnie mieli by rację. - mówię, krzyżując ręce na piersi. Przez chwilę walczymy na wzrok, ale tym razem to ja szybciej rezygnuję. Nie potrafię tak po tej całej akcji w łazience.
Luke robi to samo, spuszcza wzrok i zanurza dłoń w kieszeni spodni, gdzie znajduje małe pudełeczko, które następnie podaje mi.
-Co to ?
-Pomoże Ci. - mówi zdawkowo, ale domyślam się, że chodzi o moją wargę. - Jutro nie będzie śladu. Odbieram od niego małe opakowanie.
-Dziękuję. - uśmiecham się lekko, zakładając włosy za ucho. Odstawiam to „cudo” na biurko i otwieram kolejne książki.
-Naprawdę zamierzasz mnie teraz ignorować ? - pyta, zaplatając dłonie na piersi.
-Zawsze możesz wyjść. - wzruszam ramionami i siadam na krześle. Przyciągam do siebie zeszyt i otwieram go na pustej stronie, by dokończyć zaległe notatki.
Luke odbija się od mojego biurka i zaczyna zwiedzać mój pokój. Jak na muzyka przystało znalazł wieżę i uruchomił ją jednym przyciskiem. Nie tylko w moim pokoju, lecz na całe mieszkanie rozbrzmiała piosenka „Talking body”.
Znając moją mamę i jej umiłowanie do fortepianu Chopin'a, biegnę od razu do urządzenia i wyłączam je, mimo tego, że Luke próbował mi przeszkodzić.
-Niezłe dyskoteki sobie urządzasz.- komentuje i zaczyna się donośnie śmiać, a ja spalam buraka. Nie mam czasu, by długo obmyślać ripostę, gdyż słyszę kroki rozchodzące się po schodach.
Zakrywam usta chłopaka swoją dłonią i pcham w stronę szafy. Blondyn chce coś powiedzieć i zaprotestować, ale wpycham go do środka i zamykam drzwi w tym samym momencie, gdy mama wchodzi do pokoju.
-Victioria ! Dobrze wiesz, że nasi sąsiedzi mają małe dzieci. - karci mnie.
-Przepraszam, to było niechcący. - mówię ze skruchą i słyszę, jak Luke klnie pod nosem.
-Słyszałaś ? Czy to właśnie ktoś nie pukał ?
-Może sprawdź, mamo. - proponuję, uśmiechając się lekko, choć mam ochotę wybuchnąć śmiechem,
-Dobranoc, kochanie. - uśmiecha się i wychodzi z pokoju, a Luke ulatnia się z szafy.
-Gdzie kupiłaś to dziadostwo ? - pyta, masując ręką czubek głowy.
-Sam narozrabiałeś. - śmieje się.
-Na dziś mam dość wrażeń. - oznajmia. - Spadam.
Kolejny raz cmoka mnie w policzek i wychodzi przez okno, a ja wracam do nauki.

sobota, 5 marca 2016

Rozdział 7



-Dawson to kompletna idiotka. - komentuje wzburzona Emily, gdy opuszczamy klasę, ale będąc równocześnie upewnioną, że na pewno nas nie słyszy. - Spóźniłyśmy się tylko pięć minut, a ona chce wzywać rodziców !
-Nie było nas na matematyce, Emily. - uświadamiam przyjaciółkę, zapinając zamek torby, do której
włożyłam książki. Dziewczyna wzrusza ramionami. - I ciesz się, że ją przekonałam. To twoja wina.
-Wiem, że ci się podobało. - Emily ignoruje moje wyrzuty i stuka mnie żartobliwie swoim ramieniem, ciesząc się jak głupi do sera. Nie zamierzam odpowiadać, gdyż mam zbyt mieszane uczucia. -Idziemy dziś na kolację ?
-Nie wiem, czy pamiętasz, ale umówiona jestem z Nate'm. - oznajmiam i czuję się o wiele lepiej na wspomnienie o chłopaku. Wewnątrz nie mogę doczekać się tego spotkania i wiem, że wtedy będę mogła zapomnieć o Hemmings'ie, który nie wiadomo dlaczego, ciągle skrywa się w mojej podświadomości.
-No tak. - wzdycha. -Marnujesz tylko czas, Victoria. Siedemnaście lat ma się tylko raz w życiu !
-On mi się podoba, Emily.
-Bardziej niż Luke ? - unosi brew, a ja czuję się jak w potrzasku.
-Luke to dupek, który próbuje robić mi na złość, a Nate to porządny miły, chłopak. - mówię ze złością i wyprzedzam moją przyjaciółkę przy wyjściu ze szkoły. Dziewczyna gubi się między innymi osobami, a ja mogę w spokoju dotrzeć do swojego samochodu. Mamy teraz dwie godziny okienka, a że pokłóciłam się z Evans, pewnie będę musiała spędzić je w aucie.
Otwieram bagażnik mojej Toyoty i wyjmuję z niej czysty sweter, który narzucam na biały podkoszulek.
-Victoria, stój !
Odwracam się w stronę krzyczącej przyjaciółki i splatam ręce na piersiach. Gdy podchodzi do mnie ma zadyszkę, a jej włosy są wzburzone.
-Nadal chcesz ubliżać Nate'owi ? Jeżeli tak nie zamierzam z Tobą rozmawiać.
Czuję nieznaną wyższość broniąc chłopaka. Zupełnie nie rozumiem dlaczego inny go tak nie lubią.
-Kończymy ten temat i jedźmy na zakupy, co ? - proponuje, uśmiechając się.
Ja również rozluźniam mięśnie twarzy i robię to samo.
Obie pakujemy się do samochodu i jedziemy do centrum. Mamy wiele ulubionych sklepów, ale Chanel zdecydowanie jest naszym faworytem.
Wchodząc, sprzedające panie uśmiechają się do nas przyjaźnie, a jedna z nich informuje nas nawet, że trafiłyśmy na nową kolekcję.
Nie potrzebuję żadnej marihuany by poprawiać sobie humor, mi wystarczą tylko zakupy.
-Od czego zaczynamy ? - pyta z podekscytowaniem Emily, łapie mnie za rękę i ciągnie w stronę szarych kompletów. Gdy ona wybiera swój rozmiar, moją uwagę przykuwają czarne, długie kozaki.
Zdejmuję swoje trampki i przymierzam nieco bardziej luksusowe buty. Podchodzę do lustra i widząc swoje odbicie, wiem, że muszę je mieć. Obracam się jeszcze kilka razy, dopóki ktoś za mną się odzywa:
-Ale jesteś wysoka.
Odwracam się i widzę Justina. Uśmiecham się na widok chłopca w jasnych rurkach i czarnej, pikowanej bluzie.
-Hej, szkrabie. - witam się, kucając. -Co tu robisz ?
-Jestem z mamą. - małym paluszkiem pokazuję na wysoką bardzo elegancką kobietę. Ma długie brązowe włosy ułożone w grube fale, a na stopach jasne szpilki, wysmuklające nogi. -A ty co tu robisz ? - pyta, a ja powracam na ziemię.
-Jestem z Emily. - oznajmiam, uśmiechając się. - Myślisz, że powinnam kupić te kozaki. ?
Wstaję i jeszcze raz podchodzę do lustra. Gdy mały Justin uważnie się im przygląda, ja wykonuję kilka obrotów.
-Tak, wyglądasz super ! - odpowiada, klaszcząc w dłonie. To mnie przekonuje, dlatego siadam na sofie, zapraszając do siebie małego chłopczyka.
-Dziękuję za pomoc. - odzywam się, ściągając jednego buta.
-Nie ma za co. - wzrusza ramionami. - Często jestem w takich sklepach, ponieważ Luke nie chce ze mną zostawać.
Widzę smutną minkę, gdy chłopczyk o nim wspomina. Domyślam się, że musi go lubić, a Hemmings to odrzuca.
-Więc może zostaniesz stylistą ? - pytam żartobliwie czochrając go po głowie. Justin śmieje się.
-Chyba nie, chciałbym być muzykiem, jak Luke. - tłumaczy, lecz nie mam czasu, by wypytać go o szczegóły. Przed nami pojawiła się kobieta, której jeszcze niedawno się przyglądałam, a jej słodkie perfumy dotarły do moich nozdrzy.
-Justin, dlaczego zaczepiasz panią ? - złapała Justina lekko za rękę i zmusiła do wstania. Uśmiechnęła się so mnie przepraszająco.
-To jest koleżanka Luke'a. - mówi w obronie.
-Victoria Green.
Wstaję natychmiast i wyciągam rękę w stronę kobiety.
-Serena van der Woodsen. - przedstawia się i już wiem, że do czynienia mam z macochą Hemmings'a. -Chodzicie razem do szkoły ?
-Tylko na historię. - oznajmiam na jednym wdechu, dołączając do tego wymuszony uśmiech, lecz kobieta chyba go nie zauważyła.
-Vicoria, z kim Ty gadasz ? - słyszę głos przyjaciółki, a chwilę potem kurtyna oddzielająca przymierzalnie od sklepu, rozdziela się, a Emily staje zdziwiona otwierając buzię.
Nie trwa to długo, ponieważ potrafi szybko się ogarnąć, więc zmienia wyraz twarzy na szeroki uśmiech i podchodzi do nas, przedstawiając się pani Serenie. Po tym kobieta oznajmia, że się śmieszy, a ja żegnam się z Justinem zanim odchodzą.
-Cholera. - wzdycha Emily, przyglądając się opuszczającej sklep kobiecie.
-Ładna jest. - stwierdzam. Emily obraca głowę w moją stronę i dziwnie mi się przygląda.
-O co Ci chodzi ?
-Naprawdę nie wiesz, kim ona jest ? - pyta mnie z oczami niczym pięciozłotówki.
-Nie.
-Jest modelką, Vicoritia. - uświadamia mnie nadal podekscytowana spotkaniem z kobietą. -A raczej była. Odkąd zaszła w ciążę nie pojawia się na wybiegach, pokazach ani innych imprezach. Do tej pory nikt nie wie z kim się spotyka !
W myślach przyznaję, że niezła jest skoro tak długo ukrywa swój związek z tatą Luke'a.
Emily wciąż nadaje o niej, kiedy wychodzimy oraz wracamy do szkoły, lecz staram się jej nie słuchać. Już raz nauczył mnie, że w życie Hemmings'a nie należy się mieszać. Przynajmniej mnie nie wyszło to na dobre.

***
W kinie byłam już dość dawno, więc bardzo cieszyło mnie to, że nasze spotkanie z Nate'm odbędzie się właśnie tutaj. Chłopak, jak prawdziwy dzentelman, kupił mi bilet oraz popcorn zanim powędrowaliśmy do sali.
Miejsca, które dostaliśmy, były bardzo dobrze usytuowane, a że zostało jeszcze kilka minut do rozpoczęcia spektaklu, postanowiłam zgadać.
-Jak Ci minął dzień ? - pytam nieco bardziej wyluzowana niż mój towarzysz. Po jego trzęsących się dłoniach i tym że unikał patrzenia mi w oczy, wiedziałam, że strasznie się denerwuje. W pewnym sensie było to nawet urocze.
-Dobrze. - odpowiedział, wkładając do ust całą garść popcornu, a ja widząc to odwróciłam głowę w bok. Nie było to zbyt reprezentatywne, ale postanawiam przymknąć na to oko. -A jak Tobie ?
Nie zdążam odpowiedzieć, ponieważ światła gasną. Nate częstuje mnie popcornem, ale nie mam na niego ochoty po tym co zobaczyłam. Mimo wierzę, że ta randka może być naprawdę udana.
Moje nadzieje rozpływają się wraz z pojawieniem się tytułu na czarnym ekranie, po dwudziestu reklamach.
„Duma i uprzedzenie”.
Wdycham cicho i opadam na siedzenie kompletnie niezadowolona. To nie jest trafny wybór na randkę.
-Pomyślałem, że dobrze będzie obejrzeć, skoro i tak niedługo będziemy to omawiać. - tłumaczy, uśmiechając się do mnie. Mruczę coś tylko pod nosem i staram się skupić na filmie.
W połowie mam ochotę zasnąć, ale powstrzymuje mnie tylko, jakiś gimbus, który ciągle kopie w moje siedzenie.
Wiem, że jeżeli chcę rozwijać moją znajomość z Nate'em, muszę powiedzieć mu, co mi się nie podobało, za to milczę, gdyż nie mam na to odwagi. Naprawdę go lubię i chciałabym, by poza szkołą był odrobinę bardziej romantyczny.
Prawdopodobnie zauważa moje zniesmaczenie już w ostatnich minutach i splata nasze dłonie, przez co chcę mu wybaczyć każdy błąd dzisiejszej randki.
Do końca sensu czuję motyle w brzuchu, a na sercu robi mi się jakoś cieplej.
Po filmie udaliśmy się na spacer i był to pomysł mojej randki. Jestem szczęśliwa, że jednak udało się nam zamienić więcej zdań, które nie miały nic wspólnego ze szkołą.
Nate odprowadza mnie pod sam wieżowiec. Odkąd zaczął się coraz bardziej wyluzować nasza rozmowa kleiła się, a ja wcale nie chciałam kończyć tej randki. Mieliśmy naprawdę wiele wspólnych tematów.
-To tutaj. - mówię, zatrzymując się przy wejściu do budynku. - Dziękuję za miły wieczór.
-Jestem zaszczycony, że zgodziłaś się ze mną wyjść. - odpowiada, ujmując moje dłonie. Rumieni się również lekko, gdy postanawia dokładnie spojrzeć mi w oczy. Czuję się nieco zagrożona, gdy patrzy na mnie w ten sposób, ale staram się to ignorować.
-Późno już. Rodzice pewnie czekają z kolacją.
Próbuję wyrwać swoje dłonie, lecz mało to daje. Jego dotyk zaczyna mnie irytować i nie chcę go czuć.
-Muszę zrobić coś jeszcze. - oznajmia i nim zdążę się domyśleć, Nate zaczyna mnie całować. Nie wygląda to tak, jak na filmach. Para całuje się powoli, ich usta znajdują się w jednej synchronizacji, odnajdują swój własny rytm.
Od początku chłopak robi to zbyt nachalnie, jego język jest jak ogon trzepoczącej nim rybki.
Gdy próbuję normalnie go pocałować, nasze zęby stykają się ze sobą, a ja czuję resztki popcornu na jego dziąsłach.
Wszystko co zjadłam dzisiejszego dnia podchodzi mi pod gardło i nie robię nic. Zastygam, jak skała i czekam aż przestanie, gdyż nie daję rady wyrwać się.
W tym czasie przypominam sobie wszystkie ostrzeżenia, których udzieliła mi Emily i czuję się głupio, iż wierzyłam, że między mną, a chłopakiem może być coś więcej.
Kiedy jestem na tyle zrażona, że obiecuję sobie, iż przez następne trzy lata nie umówię się z nikim, Nate robi coś, co sprawia, że tracę do niego resztki szacunku, a on sama zaczyna mnie odrażać.
Otóż, kończąc nasz (okropny) pocałunek, chce być romantyczny i tak mocno przegryza mi wargę, że na mojej skórze zostają jego zęby, a ja czuję krew na języku.
-To było cudowne. - mówi cały podekscytowany, gdy w końcu odrywa się od moich ust. Warga mnie szczypie, lecz silę się na najbardziej sztuczny uśmiech, jaki kiedykolwiek mogłam zrobić.
-Mi też się podobało. - odpowiadam, choć mam ochotę zwymiotować i jednocześnie płakać.
Przez chwilę panuję cisza podczas gdy Nate myśli co powiedzieć, a ja w myślach próbuje znaleźć sposób na jak najszybsze pozbycie się chłopaka i wątpię czy kiedykolwiek dam rade spotkać się z nim kolejny raz.
Na szczęście mój telefon dzwoni, a ja bez chwili namysłu podnoszę słuchawkę, ignorując Nate'a.
-Tak ? - pytam, a mój I Phone o mało nie wypada mi z dłoni, gdyż obie są spocone poprzez moje zdenerwowanie.
-Musisz tu natychmiast przyjechać, Vicoria. - słyszę rozporządzenie Calum'a i od razu robię się zła. Czy on wie, co to znaczy przywitać się ?
-Coś się stało ?
Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł by ktokolwiek mnie zobaczył z napuchnięta wargą, ale to lepsze niż spędzenie tego czasu z Nate'm, który ciągle mi się przygląda.
-Emily jest schlana w trzy dupy. - oznajmia, a ja wzdycham ciężko, lecz wiem, że muszę tam pojechać, gdyż może się to źle skończyć.
-Zaraz będę. - kończę połączenie, chowając telefon do kieszeni. -Teraz naprawdę muszę lecieć. - paplam na jednym wdechu.
Ale wtedy coś do mnie dociera. Tam będzie Luke - największy dupek, jakiego znam.
-Ale ty jedziesz ze mną.
Niewiele analizując tą sytuację chwytam Nate'a za rękaw i ciągnę w stronę samochodu. Później, będzie również wiarygodnym wytłumaczeniem dla rodziców.