-Więc co się stało ? - pytam na jednym wdechu,
gdy Calum wpuszcza nas do mieszkania. Cieszę, że zrobił to on niż Hemmings.
Pierwsza wchodzę do małego korytarza i rozbieram
się z kurtki oraz zdejmuję buty. Gdy odwracam się, Calum zamyka drzwi, ale z
dziwnym wzrokiem skanuje sylwetkę Nate'a, który poszedł w moje ślady.
Zaczyna mi się robić szkoda chłopaka, ale
doskonale wiem, że tylko on może mnie ochronić przed Hemmings'em.
-Mam nadzieję, że jesteś przygotowana na konsekwencje,
gdy Luke go zobaczy. - odpowiada mi Calum, a ja wywracam oczami, chcąc
przekonać go i siebie, że wcale się nie cykam.
Podnoszę głowę wysoko i idę do salonu, gdzie
znajduje się reszta domowników i rycząca Emily. Rzucam torebkę na krzesło i
biegnę do przyjaciółki.
-Emily, co się dzieje ?
Dziewczyna mimo łez uśmiecha się na mój widok i
zanim odpowiada wydmuchuje nos w chusteczki, które sukcesywnie podaje jej
Ashton.
-Moi rodzice się rozwodzą. - oznajmia i zaczyna
płakać głośniej. Przytulam ją do siebie i kojąco pocieram plecy. Dobrze wiem,
jak Emily zawsze zależało na całej rodzinie i rozumiem, co może teraz czuć.
-Czemu nie zadzwoniłaś do mnie ?
-Nie chciałam przeszkadzać. - szepcze, pociągając
nosem.
-Oh, przestań. Przecież nic wielkiego by się nie
stało. - mówię, żałując, że czasu nie da się cofnąć, gdyż wtedy Nate nie pocałowałby
mnie w tak ohydny sposób.
-Byłaś taka radosna na swoją pierwszą randkę. To
byłoby okropne. - stwierdza dosyć głośno, przez co chłopaki wszystko słyszą. Od
razu robię się czerwona, gdyż nie byłam gotowa, by przyznać się do tego.
-Co on tu robi ?
Moje zdenerwowanie sięga zenitu, gdy słyszę głos
Luke'a tuż za mną. Jest mi gorąco, gdy uświadamiam sobie, że on również mógł
usłyszeć to, co powiedziała Emily.
Przełykam ślinę i wstaję, a moje miejsce zajmuje
Ashton, który przytula do siebie już nieco uspokojoną Evans.
-Byliśmy na randce. - oznajmiam głośno i
dosadnie, wypinając dumnie pierś.
-Ej stary ! Ale ta koszula jest spoko. - krzyczy
Calum, częstując mojego towarzysza chips'ami. Tylko Nate nie rozumie, że
chłopcy robią sobie z niego polewkę.
Chłopak ubrał elegancką, biała koszulę idealnie
pasującą do garnituru, a mieszkające tu osoby, jestem pewna, że nie mają nawet
czegoś takiego w szafie.
Gdy widzę roześmianą minę Nate, który bez
wątpienia czuje się doceniony, przez ten komplement, żałuję, że go tu zabrałam.
Tak naprawdę nie ochroni mnie przez Hemmings'em, który mógłby go zmiażdżyć w
kilka sekund.
-Musimy pogadać. - mówię cicho i chwytam blondyna za rękę. W pierwszym
momencie ciepły prąd przechodzi pomiędzy naszymi splecionymi dłońmi, ale staram
się go ignorować, ciągnąc chłopaka w stronę jego pokoju. -Możesz powiedzieć
swoim kolegom, żeby byli milsi ? Musiałam zabrać tutaj Nate'a, a to wszystko
przez wasz telefon ! - atakuję chłopaka zaraz po tym, jak zamyka za nami drzwi.
-Jak poszła randka ? - pyta zupełnie spokojny,
przeglądając wiadomości w telefonie, który leży na komodzie.
-Czy Ty chociaż raz możesz nie zmieniać tematu ?!
- krzyczę rozzłoszczona jego obojętnością.
-Podaj mi chociaż jeden powód, dla którego powinienem
ich powstrzymać, skoro ten debil nawet tego nie rozumie.
Wzrokiem powraca do mojej twarzy, a ja mimo wielu
wysiłków nie znajduję tak dosadnego argumentu, który mógłby go przekonać.
Chwilę potem uświadamiam sobie, że nie mam nawet na to siły. Po co mam sprzeczać
się z Hemmings'em, skoro wiem, że już więcej nie umówię się z Nate'm.
Spuszczam głowę i wpatruję się w podłogę,
rezygnując. Blondyn podchodzi do mnie i dotyka skóry obok mojej opuchniętej
wargi.
-Co Ci się stało ?
-To nic takiego. - odpowiadam, wymijająco,
chociaż w głębi duszy cieszę się, że okazuje mi jakiekolwiek zainteresowanie.
-Nie kłam, Victoria.
Ciarki mnie przechodzą, na to jak wymawia moje
imię.
-To on ? - pyta, podnosząc mój podbródek do góry.
Teraz naprawdę czuję się, jak kompletna idiotka. Dlaczego właśnie mój pierwszy
pocałunek musiał okazać się taką klapą ?
Kiwam tylko głową na potwierdzenie. Luke wzdycha
głośno i ciężko. Nie potrafię podnieść wzroku, gdyż przypuszczam, że gdy to zrobię
blondyn mnie wyśmieje.
On jest starszy, nieziemsko przystojny i z
pewnością miał wiele dziewczyn. Nie chcę, by poruszał temat mojego
niedoświadczenia w relacjach damsko- męskich, gdyż krępuje mnie to bardziej niż
sama jego obecność.
Dlatego cieszę się wewnątrz, kiedy bez słowa,
splata nasze dłonie i ciągnie mnie w stronę łazienki. Wpatruję się w jego męską
dłoń, starając się stawiać kroki uważnie, aby przypadkiem się nie wywrócić.
Ciemne żyły są mocno uwydatnione pod jego skórą.
Domyślam się, że to przez podwyższone ciśnienie.
Gdy wchodzimy do pomieszczenia, które nie posiada
okna, Luke puszcza moją dłoń i zamyka za nami drzwi. Zimny dreszcz przechodzi
po moich plecach, ale cierpliwie czekam na środku miękkiego dywaniku, który łaskotał
mnie w stopy, przyglądając się poczynaniom Hemmings'a.
Luke podchodzi do podwieszanej szafki i otwiera
ją. Wzrokiem dokładnie skanuje zawartość wielu koszyczków, w którym poukładane
jest wiele rzeczy i wyciąga z jednego wodę utlenioną oraz małe, okrągłe
pudełeczko. Potem odwraca się na pięcie i idzie w moją stronę.
Robi mi się okropnie gorąco i cofam się do tyłu.
Nie jestem pewna, co ma zamiar zrobić, dlatego robię się nerwowa. Po
wydarzeniach dnia dzisiejszego nie mam ochoty na robienie sobie ze mnie żartów.
Nie robię nawet pełnych dwóch kroków, a napotykam
umywalkę, której zaokrąglone końce, wbijają mi się w kości tuz ponad tyłkiem.
Chwytam się zimnego, marmurowego blatu, mając nadzieję, że przestanie mi być
tak duszno.
Luke z uśmieszkiem, który próbuje zamaskować,
podchodzi do mnie i rzuca rzeczy wzięte z szafki wprost do umywalki.
-Nie zjem cię, Victoria. - mówi rozbawiony, gdy
wyczuwa, jak spinam się przy jego bliskiej obecności.
-Dobrze wiedzieć. - rzucam sztywno. - Nie mam
ochoty na jakieś głupie żarty z moją osobą w roli głównej.
-Nie będzie dziś takich. - oznajmia, wyjmując
czysty wacik ze słoiczka. Odkręca wodę utlenioną i wylewa odrobinę na
wchłaniający ją materiał.
Czuję się, jak krasnal, kiedy chłopak staje
naprzeciw mnie. Jest wyższy o co najmniej głowę.
W głowie nadal mam postanowienie, które obrałam
sobie przed przyjazdem tutaj, ale pozwalam Luke'owi zrobić to co zaplanował.
Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale troska słyszalna w jego głosie, gdy spytał
kto mi to zrobił, działała odwrotnie niż chciałam - jeszcze bardziej mnie do
niego ciągnęła.
-Może zapiec. - ostrzega, przykładając wacik do
opuchniętej wargi. Krzywię się od razu na mrowienie i okropny zapach. Rozchylam
delikatnie usta.
Po kilku sekundach Luke odsuwa wacik i przygląda
się małej rance. Staram się nie skupiać uwagi na tym, z jaką delikatnością jego
kciuk gładzi mój policzek, choć robi to tak delikatnie.
-On kiedykolwiek całował dziewczynę ? - pyta
normalnym tonem. Dziwię się, że nie próbuje ośmieszyć Nate'a.
-Zapewne czytałeś Romea i Julię. - zaczynam,
kiedy czuję coraz większe zdenerwowanie, gdy chłopak zawiesił swój wzrok na
moich wargach. - Nawet nie wiesz co się dzieje z dwojgiem ludzi, gdy dają się
ponieść namiętności, bo jesteś zwykłym snobem. On nie zważają na konsekwencje
swoich czynów tylko ...
Nie dokańczam, gdyż zirytowany moją paplaniną
Luke pochyla się, będąc tak blisko mojej twarzy, iż milknę, a z moich
rozchylonych warg wypływa wtedy powietrze, które wstrzymywałam, by wypowiedzieć
najgorszy monolog, jaki kiedy kolwiek mogłam wymyślić.
Hemmings również uchyla swoje wargi i pomiędzy
nimi ląduje moja opuchnięta, gdy maksymalnie pochyla się w moją stronę.
Panikuję od razu, gdyż zupełnie nie wiem co mam
robić i zastygam w miejscu z pojawiającą się gęsią skórką na rękach.
Ciepłe wargi dają mi coś, jakby ukojenie. Tylko chwilowo, ponieważ czuję,
jak jego język delikatnie pociera moją ranię, która pojawiła się gdy Nate mnie
ugryzł.
Jestem kompletnie zmieszana, gdy odsuwa się ode mnie.
-Słyszałem, że ślina pomaga. - oznajmia, przejeżdżając
kciukiem po mojej wardze.
Patrzę na niego szeroko otwartymi oczami i czuję
gorąco na całej twarzy i ciele. Czy to podchodziło już pod pocałunek. -I tak,
czytałem Romea i Julę. - mówi, a ja czuję, że go uraziłam. -Ale uwierz mi , namiętność
nie polega na gryzieni się niczym zwierzęta.
-To nie było tak. - szepczę zawstydzona. Dlaczego
nadal bronię Nate'a skoro wiem, że Luke ma rację.
-Nie tłumacz się, piękna. - Ponownie obejmuje mój
policzek. - Jeszcze kiedyś zobaczysz, co znaczy prawdziwy pocałunek.
Jego zdanie jest, jak słodka obietnica, krórą
wymawia z niebezpiecznym błyskiem w oku i taką, której w głębi serca nie mogę
się doczekać.
-Hemmings ! Doszłeś, do cholery, czy jeszcze
kilka godzin mam czekać, żeby załatwić potrzebę.
Jeszcze nigdy nie słyszałam tak głośnego tonu
Calum'a, dlatego otwieram usta ze zdziwienia, a gdy dochodzi do mnie sens jego
słów, robię się cała czerwona i chowam twarz w dłoniach.
Luke odsuwa się ode mnie, by odłożyć do szafki
rzeczy, które wykorzystywał, by zmniejszyć opuchliznę na mojej wardze.
-O. Mój. Boże. - mówię powoli, akcentując każde
słowo. Kręcę głową z niedowierzania i próbuję powstrzymać pocenie się mojego
ciała.
-Nie przejmuj się. - oznajmia Luke spokojnym
głosem. - To ich typowe żarty.
-Szkoda tylko, że nie są śmieszne. - narzekam, a
chłopak śmieje się krótko pod nosem.
Wygląda wtedy tak beztrosko, że na chwilę
zawieszam na nim wzrok i stwierdzam, że naprawdę jest przystojny. Dlaczego ciągle
chcę oszukiwać samą siebie ?!
-Niektóre potrafią być. - przekonuje mnie,
układając swoją dłoń w dole moich pleców. Czuję przyjemne uczucie kotłujące się
w moim brzuchu i uśmiecham się lekko, gdy wychodzimy.
Calum stoi oparty o ścianę i ściska swój brzuch.
-Dzięki, stary. - mówi z szerokim, dość
jednoznacznym uśmieszkiem i klepie Hemmings'a w ramię, zanim zatrzaskuje się w
łazience.
Bez słowa blondyn odprowadza mnie do salonu.
-Już ? - atakuje mnie od razu Emily, gdy Ashton
ruchem głowy wskazał jej nas.
Nie widać już łez ani śladów. Na jej
rozświetlonej twarzy tylko tańczące w oczach ogniki.
Gdy przyjaciółka jest blisko mnie, ręka Luke'a
znika, a on sam rozsiada się na kanapie. Speszony jego obecnością Nate przesuwa
się na sam brzeg.
-Możemy jechać ? - pytam, wychylając się za osobę
Emily, żeby moje słowa dotarły również do mojej dzisiejszej randki.
-Oczywiście, kochanie.
Nate nagle się rozchmurza i biegnie w moją stronę
z szerokim uśmiechem. Chwyta mnie za rękę, a ja wykrzywiam twarz w czymś, co
miało przypominać uśmiech.
Dopiero po chwili przyłapuję blondyna na tym, że
uważnie mnie obserwuje. Wygląda na tak pewnego siebie, że czuję ciarki na
plecach i spuszczam wzrok, gdy na policzkach pojawiają się rumieńce.
-Musimy jeszcze przypomnieć sobie materiał na
test z angielskiego ! - mówi, nadal wyraźnie podekscytowany.
-Zamknij się, w końcu, Nate. - ucisza go,
skutecznie, Emily. - Idź lepiej załóż buty.
Cieszę się, gdy przyjaciółka zmusza chłopaka do
działania, gdyż moja ręka zostaje wyswobodzona.
Gdy Nate dotyka mojej skóry nie czuję kompletnie
nic, tylko lekki pot, który pokrywa jego dłoń.
Gdy robi to Luke czuję, jakbym była rażona
najprawdziwszym prądem.
-Miło było chłopaki. - Emily szczerzy się w
stronę właścicieli mieszkania i wiem, że ma ochotę na o wiele dłuższe
pogaduszki.
-Do zobaczenia. - wtrącam się i udaję się w
stronę korytarza. Nate czeka już gotowy, a Emily dołącza do nas trzy sekundy
później.
Do zobaczenia ?
Czy ja oszalałam ?!
A obiecałam sobie, że zerwę z całą grupą wszelkie
kontakty.
Najchętniej cofnęłabym czas, jednak aktualnie
muszę zająć się bardziej przyziemną sprawą.
-To ty to wszystko wymyśliłaś ? - pytam Emily,
gdy schodzimy w dół schodami. Jeszcze sama nie wiedziałam, czy się na nią
gniewam czy nie. Miałam również na uwadze, że to ona mnie uratowała z randki,
która tak czy inaczej była już porażką i moim ogromnym błędem.
-Nie bądź świętoszką, Vic. ! - karci mnie Emily.
- Nawet nie masz pojęcia ile czasu spędziliście w tej łazience !
Przyjaciółka uśmiecha się znacząco.
Czuję ciepło w miejscu gdzie dotykały mnie usta
Luke'a, gdy otwieram drzwi i cieszę się, że na dworze jest chłodno.
-To nie było nic takiego. - tłumaczę się
speszona, owijając szyję beżowym szalikiem.
-Ale fajni są wasi koledzy ! - komentuje Nate,
chwytając klamkę mojej Toyoty, która otwieram jednym przyciskiem na małym
pilocie.
-Jones naprawdę chcesz, żebym Cię wykastrowała ?!
- krzyczy zezłoszczona Emily. Nate spuszcza wzrok w dół i cicho wsiada do auta.
-Nie rób już tego. - mówię, gdyż jest mi szkoda
chłopaka. - I tak więcej się z nim nie umówię.
-No i bardzo dobrze ! - popiera mnie. - Bo twoja
warga wygląda okropnie.
A ja myślałam, że jest lepiej ...
***
Po odstawieniu Emily i Nate'a ( bez czułych
pożegnań) , docieram do domu. Moja rodzina jest w salonie, oglądając jakiś
serial. Zdejmuję buty w przedpokoju i dołączam do nich.
-Hej. - witam się cichym głosem. Moje ręce pocą
się, dlatego splatam je i naciągam rękawy bluzy.
-Gdzie byłaś, moja droga ? - pyta mnie mama
ostrym tonem. Zdejmuje okulary i odkłada gazetę na bok.
Nagle wszystkie pary oczu skupiają się na mnie.
-W kinie. - odpowiadam szybko, a na samo
wspomnienie zaczyna boleć mnie warga. Mam szczęście, że salon oświetla tylko
ekran telewizora i stojąca lampka, gdyż wszyscy zauważyli by siniaka. - Z
kolegą.
-Och, kochanie. To wspaniale.
Twarz kobiety rozluźniła się i rozpromieniała, a
to oznaczało tylko kłopoty, polegające na wypytywanie mnie o szczegóły randki,
którą chcę jak najszybciej zapomnieć.
-Muszę iść uczyć się na angielski. - oznajmiam,
odwracając się na pięcie, aby rodzicielka nie miała ani sekundy na zatrzymanie
mnie.
-Pomogę Ci ! - krzyczy James i podbiega do mnie.
- Co Ci się stało w wargę ? - pyta, gdy wchodzimy po schodach.
-To nic takiego. - jęczę, ponieważ nie chcę już
do tego wracać.
-Nic takiego ?! - bulwersuje się. - Takie rzeczy
nie biorą się z nikąd !
-Nieudana randka, okej ?
-Randka, chyba całus. - żartuje roześmiany, przez
co mam ochotę go walnąć i to porządnie.
-Lepiej mi pomóż z angielskim, James. - warczę,
wywracając oczami i otwieram drzwi mojego pokoju.
-Zamieniasz się siostra, zmieniasz.
Zakochujesz, chciałeś powiedzieć, zakochujesz i
to w kimś, kogo powinnaś omijać szerokim łukiem.
***
Po dwóch godzinach James rezygnuje z pomagania mi
ze względu na jet lag. Gdy wychodzi ja również robię sobie przerwę. Najpierw
zmierzam do łazienki, by załatwić swoją potrzebę, a następnie odwiedzam jeszcze
kuchnie, biorąc ze sobą na górę szklankę soku pomarańczowego.
Gdy lekko otwieram drzwi, zimny podmuch świeżego
powietrza rozbija się o moje ciało.
Tuż obok mojego biurka stoi postać ubrana na czarno.
Dreszcz przechodzi mi po plecach, a na czole pojawia się zimny pot.
Zagadka rozwiązuje się, gdy osoba widząc mnie
ściąga kaptur spod którego uwalnia blond czuprynę.
Zamykam drzwi za sobą.
-Hemmings, co Ty tu robisz ? - krzyczę wymachując
prawą ręką.
-Spokojnie, miałem wiele powodów, by tu przyjść.
- odpowiada uśmiechnięty i zadowolony pewnie dlatego, że znów jestem wkurzona.
Milknę chwilowo i przyglądam się uchylonemu oknu.
Że on przez to ?
-Tak. - oznajmia, jakby czytał mi w myślach i
wiedział o czym właśnie pomyślałam. -Mieszkasz na drugim piętrze, Victoria. To
żaden wysiłek, wystarczy dłuższa drabina.
Wzrusza ramionami, opierając się o moje biurko.
Jest taki pewny siebie.
-W takim razie będę zmuszona zgłosić potrzebę
wymiany okien. - rzucam sarkastycznie i podchodzę do biurka, aby postawić na
nim mój sok pomarańczowy. Przy okazji nieco uprzątam je z książek, które na razie
nie będą mi potrzebne.
-Jak idzie nauka ? - pyta, przyglądając się mojej
twarzy.
-Raczej szła. Było dobrze, dopóki ktoś nie włamał
się do mojego pokoju.
-Po pierwsze nie włamałem się, tylko wybrałem
inne wejście, ponieważ wiedziałem, że twoi rodzice na pewno by mnie nie wpuścili.
-Prawdopodobnie mieli by rację. - mówię,
krzyżując ręce na piersi. Przez chwilę walczymy na wzrok, ale tym razem to ja
szybciej rezygnuję. Nie potrafię tak po tej całej akcji w łazience.
Luke robi to samo, spuszcza wzrok i zanurza dłoń
w kieszeni spodni, gdzie znajduje małe pudełeczko, które następnie podaje mi.
-Co to ?
-Pomoże Ci. - mówi zdawkowo, ale domyślam się, że
chodzi o moją wargę. - Jutro nie będzie śladu. Odbieram od niego małe
opakowanie.
-Dziękuję. - uśmiecham się lekko, zakładając
włosy za ucho. Odstawiam to „cudo” na biurko i otwieram kolejne książki.
-Naprawdę zamierzasz mnie teraz ignorować ? -
pyta, zaplatając dłonie na piersi.
-Zawsze możesz wyjść. - wzruszam ramionami i
siadam na krześle. Przyciągam do siebie zeszyt i otwieram go na pustej stronie,
by dokończyć zaległe notatki.
Luke odbija się od mojego biurka i zaczyna
zwiedzać mój pokój. Jak na muzyka przystało znalazł wieżę i uruchomił ją jednym
przyciskiem. Nie tylko w moim pokoju, lecz na całe mieszkanie rozbrzmiała
piosenka „Talking body”.
Znając moją mamę i jej umiłowanie do fortepianu
Chopin'a, biegnę od razu do urządzenia i wyłączam je, mimo tego, że Luke
próbował mi przeszkodzić.
-Niezłe dyskoteki sobie urządzasz.- komentuje i
zaczyna się donośnie śmiać, a ja spalam buraka. Nie mam czasu, by długo
obmyślać ripostę, gdyż słyszę kroki rozchodzące się po schodach.
Zakrywam usta chłopaka swoją dłonią i pcham w
stronę szafy. Blondyn chce coś powiedzieć i zaprotestować, ale wpycham go do
środka i zamykam drzwi w tym samym momencie, gdy mama wchodzi do pokoju.
-Victioria ! Dobrze wiesz, że nasi sąsiedzi mają
małe dzieci. - karci mnie.
-Przepraszam, to było niechcący. - mówię ze
skruchą i słyszę, jak Luke klnie pod nosem.
-Słyszałaś ? Czy to właśnie ktoś nie pukał ?
-Może sprawdź, mamo. - proponuję, uśmiechając się
lekko, choć mam ochotę wybuchnąć śmiechem,
-Dobranoc, kochanie. - uśmiecha się i wychodzi z
pokoju, a Luke ulatnia się z szafy.
-Gdzie kupiłaś to dziadostwo ? - pyta, masując
ręką czubek głowy.
-Sam narozrabiałeś. - śmieje się.
-Na dziś mam dość wrażeń. - oznajmia. - Spadam.
Kolejny raz cmoka mnie w policzek i wychodzi przez
okno, a ja wracam do nauki.