czwartek, 25 lutego 2016

Rozdział 6



Budząc się rano od razu wiedziałam, że Luke nadal złościł się za wczoraj. Spał odwrócony do mnie plecami i dzieliła naw spora odległość, czego szczerze się nie spodziewałam.
Nie wiem, co zrobiłam nie tak, gdy leżę wpatrując się w sufit. W końcu to on sam wybrał tą piosenkę, więc chyba mogłam zapytać ?
Niczego już nie jestem pewna, więc wstaję. Po cichu ewakuuje z pokoju z zamiarem znalezienia Emily. Gdy zamykam za sobą drzwi, czuję jak do gardła podchodzi mi zawartość mojego żołądka. Biorę kilka głębszych wdechów i kieruję się w stronę pokoju, gdzie wczoraj spała moja przyjaciółka.
Kiedy wchodzę do środka, Emily jest w przeciwieństwie do mnie ubrana we wczorajsze ciuchy, lekko pomalowana i właśnie związuje włosy w luźny kucyk na środku głowy. Jak to możliwe, że wygląda tak dobrze pomimo wypitego wczoraj alkoholu.
-Hejka. - witam się i pobiegam do niej, aby dać jej buziaka w policzek.
Nie wiem, dlaczego ale mam dobry humor jakiego bym się nie spodziewała.
-Siema, laska. - obdarza mnie ciekawskim spojrzeniem i uśmiecha się, gdy siadam na zaścielonym łóżku.
-O co Ci chodzi ? - pytam, czując się lekko zagubiona.
-Nawet nie wiesz, jak seksi wyglądasz w tej koszulce, która podejrzewam nie należy do ciebie.
Słysząc jej uwagę, ciągnę materiał w dół.
-Myślałam, że pogadamy normalnie. - wywracam oczami, jęcząc.
-Nie przesadzaj, mała. - gani mnie. - Jeszcze mi podziękujesz, że tutaj wylądowałyśmy.
-W życiu. - prycham wzgardliwie.
Wczorajszy wieczór był fajny, ale nie do zapamiętania na całe życie. W klubie było zbyt tłoczno, gorąco, duszno, a jakby tego było mało upiłam się i zrobiłam z siebie idiotkę. Jednym dobrym wspomnieniem był mini występ Luke'a, który nie skończył się tak, jak powinien.
Może powinnam juz wyjść, by się mu nie narażać ?
Gdy rozmyślam nad tym, co powinnam zrobić, przed oczami pojawia mi się skoncentrowana twarz Emily. W ciągu dwóch sekund wracam na ziemię.
-Idziesz na śniadanie ? - pyta mnie, unosząc brwi.
-Pierwsze wolałabym się ubrać. - oznajmiam, podnosząc się.
Kiedy wychodzę  słyszę, jak Emily komplementuje mój tyłek w tej koszulce i sama zaczynam cicho chichotać, otwierając drzwi do pokoju Hemmings'a. Zbieram swoje rzeczy w popłochu, bojąc się, że chłopak się obudzi, a sytuacja zrobiłaby się jeszcze bardziej niezręczna.
Z tego wszystkiego, nie wiem, jakim cudem moja noga zahacza o mały puchaty chodnik koło łóżka, a że jestem niezdarą z cichym piskiem ląduje na łóżku.
Podczas lotu zamknęłam oczy, a gdy decyduje się je otworzyć zauważam, że moje czoło znajduje się milimetry od ściany, a pod kośćmi biodrowymi czuję kaloryfer i ciepłą skórę.
Spoglądam przez ramię i widzę, że Luke już nie śpi, a uśmiecha się lekko. Przez moje ciało przechodzi dreszcz, a na policzkach pojawia się rumieniec. Czy ja zawsze musze mieć takie szczęście ?
Nagle klatka Luke'a zaczyna się unosić i już wiem, że nie potrafi powstrzymać śmiechu. Nawet nie próbuje go uspokoić, ponieważ to nie zmieni, że widział mnie, gdy niczym śledź spadam na jego ciało.
-To była lepsza pobudka niż ta, jaką niedawno zafundował mi Ash. - komentuje z szerokim uśmiechem i tym razem ja nie mogę powstrzymać się od swojego. Jestem kompletną niezdarą.
-Przepraszam. - chowam twarz w dłoniach, próbując zapomnieć, że nadal leżę na chłopaku i kompletnie nie wiem, jak zgrabnie z niego wstać.
Dodatkowo jestem naprawdę zaskoczona, że nie jest taki jak wczoraj - chłody, jak lód. Przyznaję, że w pierwszej sekundzie myślałam, że na mnie nakrzyczy i jeszcze raz zrzuci z łóżka.
-Nie ma sprawy, jesteś lekka jak piórko. - stwierdza, wzruszając ramionami.
Pierwszy raz widzę go tak rozbawionego i zachwyca mnie to, jak rysy jego twarzy zmieniają się pod wpływem śmiechu, a oczy błyszczą. Powinien śmiać się częściej, zdecydowanie.
-Proszę Cię. - patrzę na niego, jak na idiotę, mrużąc oczy. Nie musi silić się na jakie kolwiek komplementy, ponieważ dobrze wiem, że zrzucając te trzy kilogramy wyglądałabym lepiej.
-Sama zobacz. - oświadcza, chwytając mnie za biodra i niczym sztangę na siłowni podnosi do góry. Zaczynam chichotać, ale doświadczenie jest naprawdę fajne, a ja czuję się, jak mała dziewczynka.
Dopiero kilka chwil później zasycha mi w ustach, kiedy dostrzegam jego naprężone mięśnie.
-Puść mnie już. - mówię rozbawiona, a Luke również uśmiecha się szeroko.
Ku mojemu zdziwieniu i większemu zdenerwowania obraca mnie i kładzie centralnie na swoim ciele. Czuję się skrępowana, odnajdując jego oczy naprzeciwko moich, a moje nogi splątują się z jego.
Oboje przestajemy się śmiać. Luke patrzy na mnie badawczo, a na moich policzkach pojawiają się rumieńce. Stwierdzam, że ta sytuacja nie powinna mieć miejsca.
-Przepraszam. - odzywam się pierwsza, kiedy prześwity poprzedniego wieczora odnajdują się w mojej głowie. Wiem, że to ostatni tak dogodny moment.
-Za co ? - pyta zdezorientowany.
-Nie powinnam wspominać o twoich rodzicach.
Przegryzam nerwowo wargę.
-Nie chcę o tym gadać, nie dzisiaj okej ? Na tą rozmowę umówimy się do Starbucks'a, spoko ?
Kiwam głową, uśmiechając się, a kamień spada mi z serca.
-A teraz wybacz, ale jestem głodny. - oznajmia, po czym lekkim ruchem spycha mnie ze swojego ciała na drugą stronę łóżka. Podkoszulek podwaja mi się do samych majtek, a ja próbując je zakryć turlam się dalej, lądując na podłodze.
Robie się wściekła, kiedy odgarniając włosy z twarzy dostrzegam, jak Luke śmiejąc się wychodzi z pokoju. Co za dupek, świnia !
Nie umiem nawet znaleźć w głowie więcej negatywnych słów, określających jego zachowanie po tym, jak był naprawdę miły.
Wydaję z siebie głośny wydech i podnoszę się z podłogi. Zbieram swoje ubrania i przemykając przez korytarz, zamykam się w łazience. Mam cichą nadzieję, że Luke nie rozpowie nikomu o moich upadkach przez co kolejny raz spaliłabym się ze wstydu.
Gdy dostrzegam prysznic bez wahania wchodzę do kabiny i szybko odświeżam swoje ciało, gdyż nie wytrzymałabym kolejnych godzin bez umycia się. Nie cierpię być spocona.
Wiem, że będę tego żałować, ale do odświeżenia się używam płynu do kąpieli któregoś z chłopaków, a gdy wychodzę zapach unosi się w całej łazience. W strachu, że ktoś to odkryje włączam wentylator i po chwili wszelkie dowody uciekają poprzez małą kratkę w ścianie.
Nie wzięłam ze sobą żadnych kosmetyków, dlatego myję zęby palcem, a następnie nakładam na siebie wczorajsze ubrania, rezygnując z tego, by poprosić Emily o jakiekolwiek kosmetyki do makijażu twarzy.
Gotowa wychodzę gasząc za sobą światło i przymykając drzwi. Na korytarzu nie ma nikogo, ale kieruje się odgłosami rozmów, które dochodzą z głębi mieszkania.
Gdy docieram do kuchni, całe towarzystwo w wyśmienitym nastroju, o czym świadczą ich uśmiechnięte twarze, je śniadanie.
-Emily, musimy już jechać. - oznajmiam i choć burczy mi w brzuchu rezygnuję ze śniadania. Nie chcę już tu być i dodatkowo jestem wkurzona.
-A może jednak do nas dołączysz ?  - proponuje mi Michael. - Calum naprawdę spoko gotuje.
-Innym razem. - uśmiecham się sztucznie i łapię przyjaciółkę za rękę. Ciągnę ją w stronę sieni, nie obracając się, ponieważ dokładnie potrafię sobie wyobrazić jej minę pełną dezaprobaty.
-Victoria, zostańmy. - jęczy, gdy docieramy na miejsce, a ja puszczam jej nadgarstek. Jest odrobinę czerwony przez co robi mi się głupio.
Starając się o tym zapomnieć, chwytam kurtkę z wieszaka i odpowiadam:
-Nie powinnam i Ty z pewnością tez. Założę się, że nawet nie widziałaś, która jest godzina. Możemy się spóźnić do szkoły ! - dramatyzuję, z każdym tonem podnosząc głos i gestykulując.
-Gdzie się podział twój dobry humor ? - pyta, bacznie mi się przyglądając. Wcale nie przejęła się tym co powiedziałam.
-Zniknął wraz z zepchnięciem mnie z łóżka. - odpowiadam z przekąsem, wsuwając stopy w moje buty. Specjalnie nie patrzę się na Emily, gdyż wiem, że od razu bym się zawstydziła.
Mimo to nadal jestem wściekła na Hemmings'a. Nie miał prawa robić sobie ze mnie żartów. A myślałam, że naprawdę uda mi się go polubić ...
-Co ?! - krzyczy z rozbawieniem.
-Ciszej, dobrze ? - ganię ją, rozglądając się, czy przypadkiem żadna osoba trzecia nie usłyszała mojego poprzedniego wyznania.
-Tylko pod warunkiem, że o wszystkim mi powiesz. Idę po swoje rzeczy. - puszcza mi oczko i w podskokach znika za ścianą. Wzdycham, ciesząc się, że namówiłam ją na szybkie wyjście i opieram się o ścianę. Wkładam dłonie do kieszeni kurtki i znajduję tam swój telefon. Kiedy odblokowuję ekran zauważam dwa nieodebrane połączenia; jedno od mamy, drugie od taty. W głębi duszy modlę się, by nie było ich w domu, gdy tam dotrę.
-Zamierzałaś wyjść bez pożegnania ?
Podskakuję ze strachu, słysząc obok siebie głos Luke'a.
-A co jeśli tak ?
-Zrobię to za ciebie.
Jest tak blisko mnie, że nie zdążyłam się odsunąć, aby mnie nie pocałował. Jego usta lądują na środku mojego policzka i zostają tam kilka chwil. Cała sztywnieje, a moje serce wali tak mocno, iż mam wrażenie, że chłopak to słyszy.
-Do zobaczenia. - szepcze, odsuwając się. Kiedy oddala się słyszę jego cichy chichot i znów, czuję się upokorzona. Obiecuję, że to ostatni raz, kiedy moja noga tu postanęła, a na historii usiądę tak, by być jak najdalej od tego zadufanego w sobie, dupka.
Na szczęście kilka sekund później pojawia się Emily.
-Coś się stało ? Jesteś strasznie blada. - pyta z troską. Nadal czuję, jak pali mnie policzek, którego dotykam opuszkami palców.
-Nie. - mówię z chrypą spowodowaną zaschniętym gardłem. - Chyba ponownie muszę zacząć pić sok z marchewki. - stwierdzam i opuszczam mieszkanie, decydując, że tam poczekam na Emily. Na klatce schodowej jest o wiele chłodniej, dzięki czemu powracam do stanu normalności.
Po pożegnaniu z Ashton'em, Emily wychodzi z mieszkania i razem idziemy na parking. Miałyśmy zdecydowanie szczęście, że chłopak nie pił, więc mógł odstawić mój samochód pod blok, w którym cała czwórka mieszka.
Moja przyjaciółka pogwizduje, wyraźnie zadowolona, co zaczyna mnie denerwować. Rozumiem, że jest zadowolona, ale ja myślę tylko o tym, by jak najszybciej dostać się do domu, przebrać i pójść do szkoły.
Zanim jednak wsiadam do auta, co jako pierwsza czyni Emily, sprawdzam swoją Toyotę czy przypadkiem nic jej się nie stało. Upewniona, spokojnie zajmuję miejsce kierowcy i wyjeżdżam spod t bloku gdzie znajduje się to nieszczęsne mieszkanie.
-Fajnie było, co ? - pyta mnie Emily, rozsiadając się wygodnie.
-Jesteśmy w czarnej dupie, Evans. I to przez ciebie. - mówię, wyrażając swoją irytację.
-Och, przestań. - macha ręką, prychając. - Impreza była zajebista, a mało tego spałaś z Hemmings'em.
-Bo Ty zajęłaś łóżko Ash'a. - odpowiadam kąśliwie.
-Miałaś kanapę,
-Podobno jest niewygodna.
Dopiero po fakcie zdaję sobie sprawę, jak idiotycznie to brzmi.
-Tak czy inaczej niczego nie wspominam dobrze. - oprócz poznania pasji Luke'a, ale to zostawiam dla siebie. - To był ostatni raz, gdy dałam się wpakować w takie coś. Tym bardzie, że mam randkę z Nate'm.
Nie wiem dlaczego, ale uśmiecham się, że w końcu uda nam się gdzieś wyjść. Miło jest spędzać czas z normalnym chłopakiem, a nie takim dupkiem jak Hemmings.
-Wiesz, chyba zakochałam się w Ashton'ie. - oznajmia to tak głośno, że bolą mnie uszy. Wiem dlaczego to zrobiła - nie chce słyszeć o Nate'cie. Tak czy inaczej lubię go, a nasza randka będzie wspaniała.
-Czy nie znacie się aby zbyt krótko ?
Ja również znam tą czwórkę zbyt krótko, ale o wysokim blondynie z kolczykiem w wardze mogę wydać stosową opinię.
-Znamy się na tyle, abym pozwoliła mu zabrać mój pas cnoty. - odpowiada poważnie, a ja gwałtownie hamuję.
Przyglądam się jej spokojnej i skupionej minie, a sama nie mogę uwierzyć, że właśnie powiedziała coś takiego.
-Victoria ! Oszalałaś ?! Chcesz nas zabić ? - krzyczy, kurczowo ściskając pas w dłoniach. Miała dużo szczęścia, że go zapięła.
-Jeśli chcesz, żebym to ja przeżyła, lepiej zapomnij o sowim pasie cnoty i oddaniu go Ashton' owi. - mówię, ponownie ruszając. Chyba powinnam zaprowadzić ją do psychologa ... Albo zamknąć w domu, dopóki nie stwierdzi, że to był najgłupszy pomysł, jaki kiedykolwiek wpadł jej do głowy.
Nie poruszamy już tej kwestii, gdyż obie chcemy bezpiecznie dojechać do domu. Już teraz wiem, że czeka nas poważna, typowo przyjacielska rozmowa.
Nasze mieszkanie usytuowane  jest niedaleko rezydencji Emily, dlatego gdy odstawiam ją nie miejsce, nie mija pięć minut, a opuszczam swoją Toyotę, zostawiając ją na podziemnym parkingu.
Kiedy przechodzę przez główny korytarz Liv uśmiecha się do mnie , lecz nie mam czasu by zamienić z nią choć kilka zdań.
Wsiadam do windy i naciskam odpowiednią cyferkę. Podczas gdy winda pnie się w górę, zatrzymując się na każdym piętrze, oglądam się dokładnie w lusterku. Moje włosy są lekko roztrzepane, a strój z pewnością, wzbudzający podejrzenia, jeśli natknę się na rodziców.
Cichy dźwięk rozlega się w małym pomieszczeniu, a drzwi rozsuwają się. Wychodzę, trzymając dłonie w kieszeniach kurtki.
Gdy tylko muskam klamkę naszego mieszkania, truchleję. Otwarte drzwi naszego mieszkania oznaczają tylko jedno - ktoś jest i z pewnością nie obędzie się bez awantury.
W progu zdejmuję buty oraz kurtkę i idę w głąb mieszkania. Kiedy upewniam się, że kuchnia jest pusta, oddycham z ulgą. Może jednak uda mi się przemknąć niezauważoną.
Podchodzę do lodówki i wyciągam z niej sok pomarańczowy.
-Buuuu !
Mój napój wypada mi z rok, a ja sama podskakuję do góry, piszcząc. Odwracam się i widzę mojego brata, który ma ze mnie niezły ubaw.
-James! - jęczę, oddychając nierówno. - Czy Ty zawsze musisz to robić ?
-Nie potrafię przestać, siostrzyczko. - mówi, uśmiechając się od ucha do ucha. - Wyglądasz wtedy ...
-Dobra, nie kończ. - przerywam mu, biegnąc by się przywitać. Kiedy bierze mnie w ramiona czuję jego nowe perfumy, które dostał od mamy na gwiazdkę. - Ale to nie zmienia faktu, że jesteś debilem. - żartuję, a James stawia mnie na własnych nogach. Wtedy poprawiam mu full cap na jego głowie, który niechcący przekrzywiłam na bok.
-To niemiłe tak nazywać starszego brata.
-To niedorzeczne tak witać młodszą siostrę. - rewanżuję się, siląc na naśladowanie jego tonu.
-By the way. - wywraca oczami, gdyż nie cierpi, gdy to robią. -Skąd się tu wzięłaś ? Myślałem, że będziesz w szkole.
To wystarczy, żeby sprowadzić mnie na ziemię.
-To długa historia, z Emily w roli głównej.
-No tak ... Sławna Evans. Rodzice kazali mi na ciebie czekać.
-Mogłeś zadzwonić.
-Padł mi telefon. - wyjaśnia szybko. - Gdzie się podziewałaś i dlaczego pachniesz chłopakiem ?
Cholera, to wina tego żelu.
Od razu spalam buraka.
-Byłam na imprezie. - oznajmiam.
-Która przeciągnęła się do tej godziny ?
James unosi brwi, ale śmieje się, opierając dłonie na biodrach.
-Ale to wszystko przez Emily. - krzyczę na jednym wdechu broniąc się.
-Och, daj spokój. - macha dłonią. - Dobrze wiesz, że nie powiem rodzicom.
-Dziękuję. - piszczę, całując go w policzek. Właśnie dlatego kocham mojego brata, którego niektóre koleżanki mogą mi pozazdrościć.
-Koniec tych czułości. - chwyta mnie za ramiona i odsuwa od siebie. - Spóźnisz się do szkoły.
James prowadzi mnie przez cały korytarz aż zatrzymujemy się przy drzwiach, a ja pod jego bacznym wzrokiem zakładam wygodne trampki.
Czuję zmęczenie, głód, i dysfunkcję mojego żołądka, ale wiem, że muszę pojawić się dziś na zajęciach.
Staram zmusić się do bardziej pozytywnego myślenia, żegnam się z bratem i opuszczam mieszkanie.


piątek, 19 lutego 2016

Rozdział 5



Mieszkanie chłopaków jest małe, ale całkiem przytulne. Dziwi mnie również to, że panuje w nim względny porządek i wygląda przyzwoicie. To prawda ... spodziewałam się najgorszego. Być może dlatego, że znałam to z autopsji, ponieważ gdy mój brat mieszkał jeszcze z nami jego pokój wyglądał jak pobojowisko.
Wchodzę głębiej do mieszkania, rozglądając się. Kuchnia jest pomalowana na jasny kolor, a od salonu oddziela ją wyspa kuchenna.
Przy wschodniej ścianie znajdują się cztery pary drzwi. Z jednymi z nich siłuje się Ashton, który chce położyć pijaną Emily. Kończę swoją rewizję i pomagam mu otworzyć drzwi. Jego pokój utrzymany jest w ciemnych kolorach, co do mnie wcale nie przemawia.
Ashton kładzie Emily na swoim łóżku i przykrywa ją jasnym kocem. Podchodzę do łóżka i klękam obok jej twarzy. Wzrokiem zmuszam Ashton'a do wyjścia, a sama związuje włosy w niedbały kucyk.
-Wiesz, że Cię kocham, Victoria ? - bełkocze, a ja krzywię się na ohydny zapach z jej ust, który dociera do moich nozdrzy.
-Ta, wiem. - mamroczę od niechcenia. W tej chwili wręcz jej nienawidzę, że musimy tu nocować, ale przemilczam tą sprawę. Jakiekolwiek sprzeczanie się z pijaną Emily nie skończyłoby się dobrze.
Przez chwilkę głaszczę jej włosy, zastanawiając się, gdzie miałabym spać. Cieszę się, że posiadają kanapę w salonie, która może okazać się dla mnie ratunkiem.
-Victoria ?
Smuga światła wpada do pokoju, a ja odwracam się przez ramię w stronę wołającego mnie chłopaka. Staje w drzwiach i gestem dłoni prosi mnie, abym wyszła.
Upewniam się, że Emily jest dokładnie okryta kocem i wychodzę, zamykając za sobą drzwi.
-Więc, gdzie ja będę spać ? - pytam.
Luke otwiera drzwi do pokoju obok.
-Tutaj. - oznajmia, zaświecając światło. Wchodzi swobodnie do środka i zrzuca z siebie skórzaną kurtkę, umiejscowując ją na pufie obok dużego biurka.
Dostrzegam jedno łóżko i robi mi się gorąco.
-Nie ma mowy, że będę z tobą spać. - mówię ostrzegawczo. Luke śmieje się.
-Kanapa jest kurewsko nie wygodna i do tego się nie rozkłada. - informuje mnie, podchodząc do komody, z której wyciąga jakiś podkoszulek. Jęczę zrezygnowana i składam ręce na piersi oraz wiem, że jutro zabiję Emily.
-To mnie nie przekonuje. - oznajmiam. Oczywiście, że nie zgodzę się z nim spać. Znamy się zaledwie kilka dni, do tego czasami się go boje i nie zamierzam pozwolić, abyśmy wylądowali razem w łóżku.
-Okej. - wzdycha. - Jeśli aż tak Ci to przeszkadza, przekimię się na podłodze.
Mam ochotę skakać z radości ze względu na swój mały sukcesik. Pierwszy raz w życiu postawiłam na swoim, nie rumieniąc się jak burak czy robiąc z siebie idiotki, co stało się rutyną, gdy przebywam w jego towarzystwie.
-Możesz użyć mojej koszulki jako piżamy. - proponuje, wyciągając do mnie dłoń, w której trzyma materiał.
-Dzięki. - rumienię się nieznacznie odbierając od niego koszulkę. - Gdzie jest łazienka ?
-Po lewej. - odpowiada, nie patrząc na mnie, gdyż zajmuje się wyciąganiem śpiowru z szafy.
-Okej. - mamroczę, wycofując się. Bez większych problemów odnajduję małą łazienkę, kompletnie zagraconą przez męskie żele, pianki do golenia i wiele innych rzeczy.
Ponieważ nie pomyślałam o tym, by wziąć podręczną kosmetyczkę, zmywam makijaż wacikiem, który znajduje na półce, twarz płuczę wodą, a zęby myję palcem.
Następnie rozbieram się i niestety muszę zostać w samej bieliźnie, którą zakrywa mi bluzka chłopaka, sięgająca w połowę ud. Muszę przyznać, że przyznałam mu dodatkowego plusa za to, że nie próbował mnie przekonywać, abym przebrała się w pokoju.
Przed wyjściem, przeczesuję włosy palcami i zamykam za sobą drzwi. Idąc w kierunku pokoju blondyna, próbuję nieco zakryć swoje ciało zdjętymi ciuchami, lecz niewiele to daje.
Gdy wychodzę do środka, Luke  siedzi na rozłożonym śpiworze w flanelowych spodniach od piżamy i bez koszulki.
Wzrok, którym obdarza mnie, wtedy gdy zatrzymuje się tuż koło niego, sprawia, że ponowie staję się nieśmiała i co gorsze zagubiona. Nie jestem pewna, co do końca miał on oznaczać. Owszem, byłam bez makijażu, ale nigdy nie miałam z tym większego problemu. Może nie byłam zbyt rozrywkowa, jak inne dziewczyny, ale w przeciwieństwie do nich nie miałam kompleksów i lubiłam siebie taką jaką byłam.
-Gdzie mogę to położyć ? - pytam piskliwym głosikiem, aby tylko Hemmings przestał tak intensywnie na mnie patrzeć.
-Możesz na krześle. - odpowiada, a moje prośby zostają wysłuchane. -W sumie mogłaś się przebrać tutaj. Widziałem wiele nagich dziewcząt.
Uwaga, cofam wszystkie punkty, a chłopak aktualnie znajduje się w punkcie -3 na mojej liście.
Wzdycham tylko i pochylam się lekko, tak aby nie zobaczył niczego za dużo, po to by ułożyć moje ubrania na krześle, które wskazał. Składam je jeszcze w kostkę, i niemalże mogę sobie wyobrazić jego kpiącą minę, ale ignoruje to, a gdy stan ubrań mnie zadowala, podchodzę do łóżka i od razu wchodzę pod kołdrę.
-Co jak co, ale tyłeczek masz niezły. - komentuje, a ja czuję się niezręcznie. Cała płonę ze wstydu i mam tylko nadzieję, że jutro nie wyczuje na swojej koszulce mojego potu.
Znajduję pierwszą lepszą poduszkę i rzucam nią nim.
-Powinieneś się leczyć. - mówię, wsłuchując si3 w jego śmiech, gdy wtulam głowę w pozostałe trzy poduszki. Czuję pozostawiony na nich zapach perfum oraz żelu pod prysznic i muszę przyznać, że całkiem mi się podoba.
-Za co ? Że podziwiam to, co stworzyła natura ?
-Otóż to. - rzucam, szczelniej okrywając się kołdrą. Luke gasi światło i również układa się w swoim śpiworze.
Pokój spowity jest w mroku, a jedynym źródłem światła staje się jasno migoczący dziś księżyc. Dzięki temu mogę zobaczyć, że chłopak nie śpi, a jego oczy błyszczą w ciemności.
Przewracam się kilka razy szukając odpowiedniej pozycji, lecz w żadnej z nich jest mi wygodnie. W końcu rezygnuję i kładę się na boku, twarzą do chłopaka.
-Czy Ty chcesz mi połamać łóżko ? - pyta, a w jego głosie wyczuwam irytację.
-Przepraszam. Niecodziennie jestem zmuszona nocować u nieznajomych.
-Chodzimy razem na historię. - przypomina mi.
-Nie jesteśmy nawet znajomymi. - sprzeczam się.
-Wypiliśmy dzisiaj razem tequillę. Myślę, że teraz powinnaś zaliczyć mnie do grona swoich znajomych. - mówi, a ja jak na zawołanie czuję pieczenie w przełyku i stwierdzam, że jest to drugi z powodów, dla których nie mogę zasnąć.
-Nie jestem tego pewna. - mamroczę, z nosem w poduszce. Jestem zmęczona i czuje pieczenie stóp przez te wszystkie tańce dzisiejszego wieczoru.
Zamykam na chwilę oczy, a wtedy coś mi się przypomina.
-Dlaczego mieszkasz z kolegami, a nie rodzicami ? - wypalam, mając nadzieję, że odpowie mi, skoro jesteśmy sami. Blondyn wyjmuje dłonie spod głowy i zmienia pozycję tak, by lepiej mnie widzieć. Cholercia.
-Przyjaciele są moją rodziną. Bynajmniej oni akceptują moją pasję.
-Pasję ?
-Chcę być muzykiem, nie prawnikiem.
Otwieram usta, które formują się w literkę „o”. Luke dostrzega moją minę i żartuje:
-Myślałaś, że uciekłem z poprawczaka albo żyję z kasy ukradzionej babciom, a może jestem człowiek gangu ?
-Tego nie powiedziałam. - odpowiadam zgryźliwie, wywracając oczami. Luke przestaje się śmiać i odrzuca śpiwór na bok.
-Chodź.- rozkazuje mi, a ja kierując się niezmierną ciekawością, niedbale wychodzę z łóżka.
Hemmings nie wychodzi z pokoju za to otwiera drzwi, których wcześniej nawet nie zauważyłam.
Niepewnie stawiam kolejne kroki, wchodząc do pokoju, podczas gdy Luke przytrzymuje dla mnie drzwi.
Jestem zaskoczona i nie ukrywam, że jestem zachwycona mini wytwórnią, którą posiadają. Nie ważne jest to, że kompletnie nie mam pojęcia do czego służą wszystkie zgromadzone tu przedmioty. Wszystko jest dla mnie nowe i bardzo ... orzeźwiające.
Idący za mną Luke nagle łapie mnie za rękę i ciągnie w głąb pomieszczenia. Czuję ciarki w dole kręgosłupa, gdyż jego dłoń jest tak przyjemnie ciepła. Gdy patrzę na jego profil, czuję nieodpartą chęć
poznania go bliżej, co mogłoby okazać się dla mnie zabójcze. W dzień jest bardziej apodyktyczny, co wcale mi się nie podoba.
Stajemy obok czarnego urządzenia, które posiada miliony przycisków. Luke puszcza moją dłoń i choć czuję lekkie zawiedzenie, nie daję po sobie tego poznać. Chłopak odsuwa się odrobinę i chowa dłonie do kieszeni piżamowych spodni.
Przybliżam się i opuszkiem palca dotykam przycisków. Gdy podnoszę wzrok dostrzegam jeszcze mniejsze pomieszczenie, szczelnie oszklone.
-Rozumiem, że śpiewasz również. - mówię spoglądając na chłopaka przez ramię. Moje stopy są otulone przez miękką, pomarańczową podłogę.
-Razem z chłopakami jesteśmy zespołem. - wyjaśnia.
-Och. - kolejny raz jestem zaskoczona. - Gdzie można Was usłyszeć ?
Luke uśmiecha się.
-Na razie pracujemy nad swoją popularnością.
-Chętnie Was posłucham. - mówię, odwzajemniając uśmiech i delikatnie się rumienię.
Wzrokiem powracam do świecących przycisków, kiedy nagle czuję za sobą obecność chłopaka. Chwyta moją rękę i mojego palca wskazującego kieruję na jeden z pokręteł. Jego oddech czuję na nieosłoniętej włosami szyi, przez co czuję się niezręcznie.
-Tym decydujemy o głośności. - tłumaczy, a ja kiwam głową, przegryzając wargę ze zdenerwowania.
-A tym ? - przenoszę nasze ręce odrobinę w górę, ale nie dotykam przycisku, ponieważ to byłoby równoznaczne z tym, że oboje musimy się pochylić.
-Tym ? - pyta, oczekując potwierdzenia. Zdaję sobie sprawę, że blefuje, lecz nie pozwalam mojemu ciału nieco się pochylić.
-Tak. - odpowiadam, trzęsącym się głosem, a kiedy chłopak domyśla się, że nie zamierzam ustąpić, jego podbródek ląduję na moim ramieniu. Teraz czuję jego męski zapach trzy razy bardziej.
-Poprawiamy nim jakość głosu. - oznajmia, szepcząc wprost do mojego ucha. Wzdrygam się tak, gdy jest mi zimo, a Luke odsuwa się ode mnie ze śmiechem. Znów czuję się, jak idiotka.
-Co za oszustwo.
Staram się zachowywać, jakby nigdy nic. Zakrywam nieco twarz włosami i tanecznym krokiem podchodzę do kanapy, wykonanej z bardzo miłego materiału. Siadam tuż na rogu i obciągam koszulkę w dół.
-Każda gwiazda to robi. Po to właśnie ktoś wymyślił wytwórnie. - ripostuje.
-Więc zaśpiewaj coś. - mówię z większą pewnością siebie.
Z klatki chłopaka wyrywa się śmiech, ale chwyta gitarę i usadawia się na krześle obrotowym.

They would yell, they would scream, they were fighting it out
She would hope, she would pray, she was waiting it out
Holding onto a dream
While she watches these walls fall down
Sharp words like knives, they were cutting her down
Shattered glass like the past, it’s a memory now
Holding onto a dream
Whiles she watches these walls fall down

Cholera ! Wsłuchuję się w piosenkę i to muzyka sprawia, że pokazuje swoje emocje. Jego głos jest spokojny, ale przepełniony uczuciami, na co przegryzam wargę.

Hey mom, hey dad
When did this end?
When did you lose your happiness?
I'm here alone inside of this broken home
Who’s right, who’s wrong
Who really cares?
The fall, the blame, the pain’s still there
I'm here alone inside of this broken home, this broken home

Analizuję kolejne słowa piosenki i już wiem, dlaczego taki właśnie jest.
Kończy tą zwrotkę i nie idzie dalej. Zostawia mnie z tysiącami galopujących myśli i odkłada gitarę.
-Nie nadajesz się na prawnika. - komentuję luźno, chcąc aby miła atmosfera pozostała mimo tego, że opowiedział mi właśnie kawałek swojego życia, wykorzystując do tego piosenkę.
-Nie wygrałbym nawet sprawy o kradzież roweru. - żartuje.
-Ale swoją urodą mógłbyś przyćmić sędzinę. - dodaję, po chwili zdając sobie sprawę, że właśnie zabrzmiało to jak flirt. Luke również odczytuje to w taki sposób o czym upewnia mnie niebezpieczny błysk w jego oczach.
-Czyli twierdzisz, że jestem seksowy ? - unosi brew, a mnie wbija w kanapę. Ponownie robie się czerwona,
-Nie schlebiaj sobie. - mamroczę, bawiąc się swoimi palcami. Okej, jest przystojny, ale w życiu mu tego nie powiem !
Sama sobie zaprzeczasz. To nie jest pierwszy raz, gdy widzę, jak się rumienisz. - informuje, a ja otwieram usta, żeby coś powiedzieć, ale zaraz znów je zamykam. Co za wstyd !
-To tylko, dlatego, że jest tu strasznie gorąco. - tłumaczę się, co robi ze mnie jeszcze gorszą kretynkę.
-Będę miał to na uwadze i następnym razem włączę klimatyzacje. - puszcza mi oczko ze śmiechem.
W końcu ten temat zostaje zakończony i pojawia się między nami cisza. Nadal nucę sobie w głowie, zaśpiewaną piosenkę przez chłopaka, aż docieram do refrenu.
-Twoi rodzice są rozwiedzeni ? - wypalam i natychmiast czuję się głupio. Luke najpierw jest zaskoczony, a później zaciska usta w jedną linię. Po tym poznaję, że jest zirytowany.
-Nie chcę o tym rozmawiać. - zbywa mnie, wstając. Nie patrząc na mnie wychodzi. Biegnę za nim, obiecując sobie w duchu, że nigdy więcej nie poruszę tego tematu. Zresztą, nawet go nie lubię, więc dlaczego mnie w ogóle to interesuje ?
Okej, jest przystojny, ale jest całkiem inny od chłopaka, którego chciałabym mieć. Wszystko przez Emily ! Gdyby nie jej głupia impreza nie mąciłoby mi się tak w głowie.
Gdy wracam do sypialni, Luke leży na podłodze. Milczy, dlatego ja również w ciszy, pakuję się pod kołdrę i zamykam oczy.
Mija może dziesięć minut, może piętnaście, a przez nieco zamglony umysł słyszę wiązankę przekleństw.
-Możesz spać na łóżku. - mówię cichym głosem, ciągle zaspana. Wiem, że tylko tyle mogę zrobić, by przestał się na mnie złościć. Z pewnością nie chciałabym mieć go za wroga.
Śpię przy samym brzegu, dlatego chłopak nie ma problemu, by usadowić się po drugiej stronie.
-Tylko bez żadnego obmacywania. - ostrzegam nieco żartobliwie, ale chłopak pozostaje niewzruszony.
-Nigdy nie ośmieliłbym się. - odpowiada drętwo i odwraca do mnie plecami. Zdaję sobie sprawę z mojego błędu, ale jest za późno, by cofnąć to pytanie. Pocieszam się tylko tym, że jutro z rana stąd wyjdziemy, zostaniemy tylko kumplami z historii, a ja spokojnie będę mogła spotykać się z Nate'em.


------------------------------------------------------------------------------
 

Jeśli szanujesz moje kilka godzin/dni/tygodni spędzonych nad pisaniem tego rozdziału to zostaw chociaż najmniejszy komentarz.
Dziękuję.

środa, 10 lutego 2016

Rozdział 4



Mając na celu bezpieczeństwo swojego samochodu postanawiam zaparkować ulicę dalej, co oczywiście spotkało się z sprzeciwem Emily, która wzięła zbyt wysokie szpilki. Ignoruję jej narzekanie i parkuję auto tak, aby nikt inny nie miał szansy mi go zarysować.
Wychodzimy z samochodu, a obcasy Emily wbijają się w dziury na parkingu. Śmieję się z niej, za co karci mnie wzrokiem, i bardzo cieszę się z tego, że postawiłam na balerinki.
Kolejka pod klubem jest ogromna. Stoją w niej w większości osoby dorosłe lub już pełnoletnie. Zaczynam się zastanawiać, jak do cholery, tam wejdziemy, ale wtedy moja przyjaciółka zauważa czterech chłopaków i domyślam się, że to dzięki nim i ich znajomościom wejdziemy do środka nie czekając zbyt długo. Pragę zauważyć, że nie znam tych dwóch chłopaków z tej paczki, a oni również nie wyglądają na takich, którzy zamierzają to zrobić.
Emily jest w tak entuzjastycznym nastroju, że ciągnie mnie za rękę w ich stronę, mało co mi jej nie urywając.
-Siema, dziewczyny !
Chyba za szybko oceniłam naszych dzisiejszych towarzyszy.
Chłopak z zielonymi włosami wita się z nami jako pierwszy, a następnie podchodzi do niego inny, azjatyckiej urody. Luke i Ashton postanowili za to, że dziś będą się tylko uśmiechać i stać z boku.
Wywracam dyskretnie oczami na ich zachowanie i koncentruje się na zapamiętaniu imion, przedstawiających się nam chłopaków.
-Ja jestem Michael, a to Calum. - oznajmia, po czym ściskamy sobie dłonie w serdecznym geście.
Wysyłam im speszony uśmiech, a kiedy się odwracam Emily już nie ma. Rozglądam się i widzę, jak uwieszona na ramieniu Ashtona, zmierza w stronę klubu.
-Cześć, piękna. - słyszę szept przy swoim uchu i nieruchomieję. Luke nawet mnie nie dotyka, a ja jestem cała spięta, a ciarki jak stado mrówek wędrują po moim ciele.
-Możemy już iść ? - pytam całej trójki, rumieniąc się. Mam szczęście, że jest ciemno. W przeciwnym wypadku zyskałaby pewnie nowe przezwisko.
Mike i Calum zgadzają się z ekscytacją. Luke jako pierwszy idzie w stronę klubu. Wystarcza jedno uściśnięcie dłoni i szybki męski uścisk, a wchodzimy do środka bez sprawdzania dowodów.
Przekraczam próg i natychmiast zaczynam żałować, że tu jestem. Światło, które odbija zawieszona na środku kula dyskotekowa, razi mnie w oczy, jest gorąco , bijące od spoconych ciał zarówno chłopaków, jak i dziewczyn, które zachowują się nieco ... wyuzdanie. Ich taniec to ocieranie się o miednicę chłopaków, którzy są wyraźnie bardzo zadowoleni.
Otwieram oczy szeroko ze zdumienia i cholera, przegryzam wargę. Jeszcze nigdy nie byłam w takim miejscu, ale już teraz wiem, że więcej już się tu nie pojawię.
Skanuję wszystko dookoła i podskakuję zaskoczona, kiedy ręka Luke'a ląduje w dole moich pleców.
-Spokojnie. - śmieje się wprost do mojego ucha. - Czas na coś na początek. - puszcza mi oczko i prowadzi w stronę baru. Próbuje się przeciwstawić, ale jest z byt silny. Nie ma mowy, abym się upiła.
-Ja podziękuję. - oznajmiam, gdy Luke ruchem ręki przywołuje do siebie barmana.
-Naprawdę musisz być taka nadęta ? Nawet na imprezie ? - grymasi.
-Nie piję. Nie możesz tego zrozumieć ? Poza tym muszę wrócić samochodem.
-Spokojnie, ten alkohol znajdzie ujście, zanim stąd wyjdziemy.
Wcale nie pocieszają mnie jego słowa i wzdycham ciężko, podminowana, kiedy Luke składa zamówienie.
-Co Ty na to, żebyśmy zrobili to razem ? - proponuje.
-Nie ma mowy.- oburzam się, wyrzucając ręce w powietrze.
-Jesteś nudna, jak flaki z olejem. Jest impreza, a Ty musisz coś utrudniać.
Czuje się urażona. Dlaczego nie może, zrozumieć, że tego nie chcę ?
Jednak zamiast zadać mu to pytanie, chwytam kieliszek i opróżniam go jednym ruchem. Pali mnie przełyk i mam ochotę zwrócić to, co przed chwilą wypiłam.
Krzywiąc się odkładam małe naczynie na blat, a to wywołuje triumfalny uśmiech na twarz Hemmings'a. Jak dałam się na to namówić ?!
-Zadowolony ? - pytam, czując przypływ odwagi, który spowodowany był tylko tym, że wypiłam to okropne coś.
-Nie do końca. Wypiłaś beze mnie.
-Nie tknę tego ponownie. - bronię się, kiedy barman stawia przed nami kolejne dwa kieliszki. Tym razem ciecz w nich jest ciemno brązowa. Co to jest, do cholery ?!
-Zamknij się. - ucisza mnie chłodno, wkładając w moją dłoń, napój, z którym nigdy nie miałam do czynienia. - Dobrze Ci szło i znów zamierzasz grymasić, jak rozpuszczona księżniczka ?
-Nie jestem rozpuszczona. - odgryzam się.
Luke puszcza mimo uszu moją uwagę i skupia się na mojej twarzy. Wiem, że robię się czerwona, kiedy tak na mnie patrzy. Dodatkowo jest mi gorąco przez temperaturę, która panuje w klubie oraz palący przełyk od wypitego alkoholu. Boże spraw, żebym jutro się obudziła.
Modlę się w duchu, przerażona kolejną wizją wypicia alkoholu, a Luke podaje mi małą tackę z cytryną.
-Zjedz ją, gdy już wypijesz. - instruuje mnie. Podnoszę kieliszek na wysokość moich oczu i mimowolnie krzywię się. Dlaczego się nie chcę się sprzeciwiać ?
Luke śmieje się, widząc moją minę.
-Gotowa ?
-Chyba. - mamroczę niepewnie. Zamykam oczy i po krótkim odliczaniu Hemmings'a na raz wlewamy w siebie brązową ciecz. Jest jeszcze bardziej okropna od tego co wypiłam wcześniej. Mój żołądek zaciska się, a ja mam ochotę zwymiotować.
Łapię cytrynę z tacki i przeżuwam ją chwilę, aby zamaskować ten okropny smak. Czuję się, jak debil kiedy Luke robi to całkiem inaczej. Zbiera miąższ wargami, a nie wrzuca w siebie cały plasterek. Oficjalnie zbłaźniłam się, a jutro wszyscy będą o tym gadać.
W tylniej kieszeni spodni znajduję chusteczkę higieniczną i wypluwam w nią skórkę z cytryny.
-Aż tak źle było ? - pyta mnie, oddając naczynia barmanowi. Już nie czuję się tak pewnie, jak wcześniej. Nie po tym, co zrobiłam. Dziękuję tylko w myślach Luke'owi, że nie zmierzał komentować mojej wpadki.
Nienawidzę tego, że przy nim się czuje tak skrępowana i robię same głupoty. Do tego jest mi okropnie nie dobrze.
-Idę znaleźć Emily. - oznajmiam, chcąc jak najszybciej udać si3 do przestrzeni, w której nie będę pod jego wypływem. Odwracam się gwałtownie, chowając rumieńce za włosami i podążam na przód. Obściskując się na parkiecie pary nie mało mnie zgniatają, a kiedy znajduje się na środku parkietu, kompletnie nie wiem, gdzie mam iść. Klub jest naprawdę spory, a ja straciłam ogólną orientacje.
Odwracam się dookoła, już spanikowana, stając na palcach, żeby dostrzec cokolwiek, ale jestem zbyt niska.
Nagle obca ręka owija się wokół mojego nadgarstka, a następnie czuje mocne szarpnięcie i wpadam na ciało Luke'a. Czy ja się nigdy od niego nie uwolnię ?!
Cóż, moja koncepcja, mówiąca o tym, że kiedy się napiję będę bardziej odważna w jego
towarzystwie, okazała się kompletną bujdą. Jak można być spokojnym, kiedy jest się do niego przyciśniętym, a pomiędzy naszymi ciałami nie zmieściłaby się nawet kartka papieru.
-Dlaczego uciekłaś ?
-Nie uciekłam, muszę znaleźć Emily.
-Sądzę, że doskonale bawi się w towarzystwie Ashtona.
-Tym bardziej ja powinnam na nią uważać.
-Nie jesteś jej niańką.
-Cicho, rozpuszczona księżniczko. Jest impreza, a na imprezie się bawi. Zatańczmy.
-Nie umiem tańczyć. - mówię.
Chce się wyrwać z jego objęć, ale Luke łapie mnie w tali i podnosi do góry, a następnie stawia na swoich stopach, którymi powoli porusza.
Nie chcę tego robić. Czuję, że jest mi nie dobrze i nie cierpię, jak ciągle mówi, że jestem rozpuszczona. To nieprawda.
-Z przyjemnością Cię nauczę. - oznajmia szarmancko, uśmiechając się. Okej ... To tylko taniec.
Przegryzam wargę i trzęsącą się ręką dotykam jego karku. Chociaż stoję na jego stopach to nadal jestem o wiele niższa.
-Czym był ten brązowy napój ? - pytam z ciekawości.
-Tequila. - znów się uśmiecha, a ja czuje jego alkoholowy oddech z odrobiną świeżej mięty. -Działa ?
-Inaczej bym z Tobą nie rozmawiała.- stwierdzam, na co z jego płuc wydobywa się dziecięcy śmiech. I to jest ... rozbrajające. Od razu przypomina mi się Justin, który jest bardzo podobny do Luke'a, ale nie zdobywam się na odwagę, by go o to zapytać.
-Dlaczego mnie unikasz ? Chodzimy przecież razem na histrię.
-I to zdecydowanie wystarczy. - odpowiadam, nie patrząc na niego.
-I szkoły. - dodaje.
Zaczyna kręcić mi się w głowie i wiem, że to skutek wypicia takiej ilości alkoholu.
-Możemy już iść do nich ? - pytam z nadzieją, że tym razem nie będzie mnie powstrzymywał. Czuję się źle, prawdopodobnie brzydko pachnę, a jakby tego było mało jestem umówiona z Nate'm.
-Znów uciekasz.
Postawił mnie na podłodze, powtarzając proces zupełnie tak, jak poprzednio.
-Muszę pilnować Emily.
-To nie jest ten powód.
Wzdycham ciężko, wiedząc, że powoli zaczyna działać mi na nerwy.
-Po prostu Cię onieśmielam. - oznajmia z uśmieszkiem, a ja o mało nie dławię się własną śliną. Jednak szybko przywołuje się do porządku.
-Och, zamknij się. - macham ręką i teraz, kiedy na parkiecie jest o wiele mniej par, dostrzegam miejsce, gdzie siedzi cała czwórka.
Ruszam w ich stronę i obserwując chwilę Emily, wiem, że tylko ona jest kompletnie zalana w tym towarzystwie.
-Emily! - krzyczę, próbując ją przywołać do porządku. Siedzi na kolanach u Ash'a i niemalże jest gotowa, żeby go rozebrać.
-Twoja przyjaciółka jest w dobrych rękach. - mruga do mnie Calum, który jest widocznie rozbawiony zachowaniem rozchochoconej Evans.
Prawie wcale nie czuję już alkoholu krążącego w mojej krwi. Emily, jak zwykle, zachowała się niepoważnie, a ja muszą ją ratować z każdej sytuacji.
Kiedy próbuję obmyślić szybki plan działania, czuję, jak Luke staje tuż za mną. Tak dobrze znam zapach jego perfum, że mogę go wyczuć na kilometr. Spinam się, gdy jego długie palce prawej ręki, zjeżdżają w dół mojej ręki, a lewa ląduje na mojej tali.
Zdecydowanie powinnam dać mu w pysk. Jednak zanim podejmuje jakieś kroki, jego ręka zatapia się w tylniej kieszeni moich spodni, z których wyciąga mój telefon.
-Co ty robisz ?! - piszczę, odskakując od niego.
-Bez obaw, piękna. Nie zniszczy twojego wypasionego I Phona. - mówi, odblokowując ekran. Ponownie wyczuwam w jego słowach pogardę do tego, że jestem sztywna, ale gdy próbuję zabrać mu urządzenie, przede mną pojawia się Calum.
-On tylko bierze sobie twój numer. - mówi przyjacielskim tonem.
-Ale nie ma prawa zabierać mi mojego telefonu.
Mam ochotę się kłócić, ale tylko dlatego, że chłopak o azjatyckiej urodzie, nie zaraża swoim urokiem osobistym.
-Będę rzygać !
Pomiędzy muzyką, słyszę głos Emily. Wiedziałam, wiedziałam, że tak będzie.
Rezygnuję z odzyskania telefonu i skupiam się na mojej przyjaciółce.
-Pomóż mi, Ashton.
Razem z chłopakiem podnosimy ją z kanapy i wyprowadzamy z klubu.
-Jesteś samochodem ? - pyta mnie Luke, opierając się o jakiś stary budynek.
-Muszę ... - Emily nie kończy swojego zdania, gdyż zaczyna opróżniać swój żołądek, pochylając się koło jakiś krzaków. Podchodzę do niej i zbieram jej włosy w kucyk.
-Tak. Stoi kawałek stąd. - odpowiadam.
-Jak to ?
-Lubię swoją Toyotę i nie chcę żeby ktoś jej coś zrobił. - tłumaczę.
Emily ledwie stoi na równych nogach, chociaż szpilek pozbyła się już w klubie. Z pomocą przychodzi jej Ashton, który przytrzymuje ją, a ja mogę znaleźć coś do wytarcia w swojej torebce.
-Żyjesz ? - pytam, schylając się, aby zobaczyć jej twarz. Jest strasznie blada.
-Jakoś. - odpowiada schrypniętym głosem, a ja podaję jej paczkę chusteczek.
-W takim razie jedziemy do domu. Mam dość tej imprezy. -zarządzam, zakładając kurtkę na ramiona mojej przyjaciółki. Podaję jej szpilki i zamykam swoją torebkę.
-Poczekaj, Vic. - zatrzymuje mnie, przytulając się do boku Ash'a. -Powiedziałam mamie, że nocuje u ciebie.
-Emily. - jęczę i mam ochotę się rozpłakać. -Powiedziałam swojej to samo.
Siadam na murku załamana, a chłopaki wybuchają śmiechem.
-Niech żyje zgodność. - komentuje Mike, trzymając się za brzuch ze śmiechu.
Nie sądziłam, że mogło być jeszcze gorzej. Dlaczego musiałam dać się namówić na tą głupią imprezę ?
-Co teraz zrobimy ? - pytam przyjaciółki, lecz ona nie ma konkretnego pomysłu. Wzdycham zrozpaczona i zakrywam twarz dłońmi.
-Przenocujecie u nas. - proponuje nagle Luke, podając mi dłoń, by pomóc mi wstać. Cóż gorzej chyba być nie może.

---------------------------------------------
 Hejka, kochani ! 
To mój zupełnie autorski blog, dlatego informuję, że czasami może się pojawić więcej prywaty i moich przemówień :P 
Pozdrawiam szczególnie tych, którzy razem za mną w piątek rozpoczynają ferie ! :D

Obserwatorzy

Szablon by @mohito_x